Obecnie dominuje bardzo konkretna wizja tego, jak powinien wyglądać proces ujawniania własnej orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej. Z wielu przyczyn jednak dla osób dokonujących coming outu, doświadczenie to jest o wiele bardziej złożone.
Świąteczny poranek. Cała rodzina zgromadziła się wokół choinki, rozpakowuja prezenty w piżamach. Właściwie to chcę z wami o czymś porozmawiać… Następuje pełna napięcia cisza. Jestem gejem. Pauza. Wszyscy analizują to, co usłyszeli.
Gdyby ktoś nas poprosił nagle, by zamknąć oczy i wyobrazić sobie scenę coming outu, zapewne byłaby całkiem podobna do tej właśnie opisanej, pochodzącej z dość słabego filmu Twój, Simon z 2018 roku. Motyw przystojnego, białego, cis geja nastolatka jest jednym z popularniejszych przedstawień osób nieheteronormatywnych na ekranie. W radosnych produkcjach coming out przed przyjaciółmi lub rodziną, kończy się często pełną zrozumienia reakcją, paroma łzami i okazaniem wsparcia ze strony bliskich, być może będzie jeden twardogłowy członek, ale na pewno pod koniec filmu i jego_jej serce zmięknie. Po wszystkim główny bohater_ka żyje pełnią życia w zgodzie z samym_ą sobą. Niestety, w rzeczywistości proces coming outu jest często znacznie bardziej złożony, bywa, że przebiega stopniowo, nielinearnie, a dla osób wychowanych w innej kulturze niż anglosaska bywa dodatkowo skomplikowany.
Zacznijmy od tego, że mainstreamowe narracje queerowe przede wszystkim kształtowane są przez osoby publiczne. W Stanach taką postacią był aktywista i polityk Harvey Milk i jego słynne zdanie o tym, by wyłamać drzwi szafy raz na zawsze. Idee widoczności, reprezentacji i owej szafy zostały w dużej mierze ukształtowane przez białą Amerykę i ruch wyzwolenia gejów lat 70-tych. W Polsce sytuacja jest tym gorsza, bo naszego rodzimego Milka doczekaliśmy się dopiero w 2010 roku, kiedy radnym Warszawy został Krystian Legierski. Najsłynniejsze polskie coming outy można by zapewne zliczyć na palcach jednej dłoni, na przykład ten Jacka Poniedziałka, który do dziś przywoływany jest w wielu kręgach jako przełomowy. Możliwe, że właśnie przez ten niedobór, coming outy wciąż postrzegane są jako pewnego rodzaju strategia zmian społecznych. Istnieje nie do końca wyartykułowane, przekonanie, że im więcej ujawnionych osób niecis i niehetero, tym większa będzie tolerancja, akceptacja oraz – z czasem – szacunek dla osób LGBTQ+. Być może faktycznie istnieje coś takiego, jak zbawcza moc reprezentacji. Sama poniekąd liczę, że jeśli wypełnimy przestrzeń publiczną i kulturę wystarczającą ilością queerowych postaci, sprawi to, że młodym, nieheteronormatywnym osobom łatwiej będzie uwolnić się od strachu i żyć w zgodzie ze sobą, a cisheteroseksualnej części społeczeństwa pozwoli to wreszcie przezwyciężyć uprzedzenia i doprowadzi do szeroko zakrojonej akceptacji. Jak na razie jednak, niestety, nie ma w Polsce zbyt dużo przestrzeni na empatię, współczucie i zrozumienie. Jest za to mnóstwo przestrzeni na krytykę, ubliżanie, umniejszanie i dehumanizację. Zarówno na poziomie jednostek, instytucji, jak i działań rządowych na skalę krajową i międzynarodową (z czego jesteśmy znani).
Wciąż w Polsce jest wielu gejów, którzy boją się przyznać do swojej orientacji seksualnej ze względu na środowisko, w którym żyją. Myślę, że każdy ich zna, ty pewnie też. Ja wiem np. o wielu policjantach, którzy w pracy nie mogą być otwarci na ten temat – mówi Jacek Jelonek, polski Prince Charming, w wywiadzie dla Wyborczej.
Skoro bycie gejem czy osobą trans w Polsce jest tak trudne, to nasuwa się pytanie: dlaczego jako społeczeństwo wymagamy coming outów, skoro nie tworzymy lepszych ku temu warunków? Na życie w zgodzie ze sobą mogą sobie pozwolić osoby uprzywilejowane, zarówno finansowo, jak i pod względem statusu społecznego. Osoby niezależne, z dużego miasta, z klasy średniej albo wyższej, mające środki finansowe i możliwości, by obracać się w środowisku, które je akceptuje. Posiadające dostęp do nowych technologii i internetu. Co ma zrobić lesbijka, która mieszka na wsi i ma dziewięcioro rodzeństwa? Jak ma dokonać coming outu gej, która jest równocześnie Romem? A osoba trans, która nie może znaleźć pracy, tkwi w związku małżeńskim z uwagi na dzieci, a jej mąż jest jedynym żywicielem rodziny? Jak opowiedzieć o sobie, gdy wiesz, że jeżeli dojdzie to do twojego szefa czy szefowej, stracisz pracę, możesz mieć trudności ze znalezieniem nowej lub wyprze się ciebie rodzina? Takich historii jest mnóstwo i w większości pozostają ukryte.
Oczywiście coming out często umożliwia życie w większej harmonii i zintegrowaniu ze sobą. Niemniej jednak podzielenie się ze światem informacją o tym, kim jesteśmy, wymaga nie tylko odwagi. Wiele zależy nie tyle nawet od okoliczności, ale przede wszystkim od środowiska, w jakim coming out jest dokonywany. Chodzi o to, że jeżeli osoba decyduje się wyjść, musi mieć do kogo i do czego. Musi znaleźć oparcie nie tylko w bliskich, ale i we wspólnym doświadczeniu innych queer osób. Taka wizja coming outu implikuje dostęp do przestrzeni kulturowej, w której tożsamość jest dobrze zdefiniowana i uprawomocniona. Coming out zbyt często uważany jest jako synonim życia wolnego i autentycznego. To moment, w którym rzekomo cały wstyd, nienawiść do samego_j siebie i lata opresji znikają i pojawia się uznanie dla tożsamości. Niestety, bardzo często tak to nie wygląda. Nie istnieje coś takiego, jak uniwersalne doświadczenie gejowskie czy doświadczenie trans, dlatego uproszczeniem jest sugerować, że osoby queer o pewnych wspólnych cechach tożsamości doświadczają coming outu w ten sam sposób. Dla niektórych jest to chociażby kwestia kulturowa. Duża część queerowej widoczności zakorzeniona jest w białej historii, białych ciałach i białych gatekeeperach. Wiele osób LGBTQ+ nie odnajduje się w dominującej wizji coming outu, dlatego po prostu reprezentacja nie wystarczy, istotne jest, by owa reprezentacja uwzględniała rozmaite głosy i perspektywy. W ten sposób podważymy założenie, że każdy_a dokonuje (lub nie) coming outu w ten sam sposób. Dostęp do historii osób o innym kolorze skóry lub z innych grup etnicznych jest tym trudniejszy w Polsce, która lubi uchodzić za kraj homogeniczny i tego wizerunku chętnie broni. Pamiętajmy, że kultura, rodzina i pochodzenie mają ogromny wpływ to, jak postrzegamy siebie, a co za tym idzie, czym dla kogo jest wyjście z szafy.
Warto również uświadomić sobie, że coming outu bardzo często nie dokonuje się raz. Społeczeństwo niejako wymusza na osobach LGBTQ+, by proces ten trwał całe życie. Nie jest tak, że jak osoba zdecyduje się ujawnić swoją orientację seksualną lub tożsamość płciową przed najbliższymi, to reszta świata dowie się wraz z nimi i już nigdy nie będzie zmuszona do tłumaczenia. Niestety, często działa to wręcz na odwrót, im bardziej w zgodzie ze sobą dana osoba chce żyć, tym częściej musi się z siebie tłumaczyć. Dochodzimy do sytuacji, w której wymaga się od osób niecis lub niehetero klarownej i najlepiej zwięzłej odpowiedzi, by łatwiej i szybciej przykleić im łatkę, a z szafy przenieść do szuflady. Tożsamości/seksualności nie trzeba nikomu wyjaśniać. Każdy ewoluuje, zmienia się i odkrywa siebie przez całe życie niezależnie od orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej. Osoby LGBTQ+ nie powinny żyć, by wciąż kogoś edukować, przekonywać lub utwierdzać w przekonaniu, że na to życie zasługują. Dobrym przykładem jest tutaj Andrzej Piasek Piaseczny, który wiosną 2021 dokonał coming outu. Wśród reakcji znalazło się sporo głosów wyrzutu, że czemu tak późno, i że powinien był zrobić to już lata temu. O co chodzi? Kiedy wreszcie nauczymy się, że nikt do coming outu nie jest (a przynajmniej nie powinien być) zobowiązany i nie jest nam go winny! Fajnie, gdyby wszystkie te osoby, które żądają jakiejś transparentności ze strony celebrytów_ek oraz czują się oszukane, gdy według nich coming out nastąpił za późno, z taką samą energią angażowały się w realne rozwiązania i kampanie wspierające społeczność LGBTQ+, których jest mnóstwo. Nie trzeba zaraz załatwiać mieszkania interwencyjnego czy być wolontariuszem w hostelu dla osób niehetero, ale wystarczy chociażby przekazać pieniądze na Grupę Stonewall, Kampanię Przeciw Homofobii, grupę Lambda Warszawa czy organizację My, Rodzice.
Co natomiast jeśli osoba dokonująca coming outu spotyka się ze ścianą, wyparciem lub zdaniem w stylu porozmawiamy o tym później? Czy coming out jest wtedy niekompletny, a dana osoba mniej odważna lub gorzej przygotowana do nowego, queerowego życia? Coming out jest często postrzegany jako zakończony, gdy odbiorcy wiadomości wykażą się akceptacją lub odrzuceniem, ale co, jeśli z drugiej strony nie ma żadnego dowodu uznania tożsamości? Powinn_śmy nadal celebrować i wspierać tych, którzy_e zdecydowali się na widoczność, ponieważ jest to z nimi zgodne. Ale ważne jest też, by skoncentrować się na jednostkach – ich emocjach i potrzebach, a nie na zbiorowości. To pomoże nam zdać sobie sprawę, że dominujący kulturowy obraz coming outu nie jest dla wszystkich. Być może dlatego, że mnogość składowych i ich tożsamości sprawia, że proces ten jest bardziej złożony, a może dlatego, że po prostu nie mogą lub dlatego, że nie czują potrzeby i nie mają chęci wyjaśniać siebie innym. Na przykład dla wielkomiejskich zetek coming out nie wydaje się być już jakimkolwiek tematem. Nie istotne jest, kto się z kim całuje lub sypia, bo ostatecznie dotyczy to tylko osób zaangażowanych. Wydaje mi się również, że częścią tego przeformułowania może być odejście od używania terminu coming outu (wychodzenia z szafy), które uzależnia osoby LGBTQ+ od akceptacji lub odrzucenia przez innych. Lepiej myśleć o zapraszaniu kogoś do poznania, które niweluje presję i przywraca jednostce sprawczość, pozwalając na doświadczanie bycia queer, kiedy (i jeśli) osoba zdecyduje się to zrobić. Ważne jest również, abyśmy zrobili miejsce dla tych, którzy_re nie są gotowi, nie mają ochoty lub nie są w stanie zaprosić innych. Jak zauważyła Michaela Coel w swoim przemówieniu podczas odbierania nagrody Emmy, możemy czuć potrzebę bycia stale widocznymi, ponieważ widoczność w dzisiejszych czasach wydaje się, być w pewnym sensie tożsama z sukcesem… ale nie bójcie się zniknąć na chwilę i zobaczyć, co przyjdzie do was w ciszy. Celebrujmy nie tylko tych, którzy publicznie nas zaprosili do poznania części siebie, ale kibicujmy również tym osobom LGBTQ+, które po cichu wykazują się niesamowitą wytrzymałością. Tym, które nie mogą być wyraźne i słyszalne w swojej queerowości, ale są w każdym calu tak samo pełne i autentyczne.