Nie da się ukryć, że wreszcie doczekaliśmy się odczarowywania polskiej historii. Wciąż nie na poziomie oficjalnym, gdzie arystokratyczna propaganda miesza się z bogoojczyźnianą i martyrologiczną opresją, ale szczególnie na gruncie nauk społecznych i publicystyki.
Nurt rewizji można datować różnie, ale szczególnie dwie pozycje mocno wpłynęły na mnie osobiście. To Fantomowe ciało króla Jana Sowy, wydane już dekadę temu i Prześniona rewolucja Andrzeja Ledera z 2014, która do dyskursu o PRL-u próbowała wprowadzić racjonalne spojrzenie. Większość z nas jest potomkami i potomkiniami ludzi z ówczesnego awansu społecznego, którym Polska Ludowa dała naprawdę wiele. Bajeczki o zaangażowaniu w obalaniu komunizmu przez całe społeczeństwo może nam serwować prawica, wystarczy popytać nasze rodziny, szczególnie te z prowincji, by zrozumieć skalę opozycyjnego kłamstwa. Ostatnio do tego zbioru doszła Ludowa historia Polski Adama Leszczyńskiego, dzieło niepozbawione wad, ale bardzo ważne. W kontekście omawianej poniżej książki istotną pozycją jest także Bękarty Pańszczyzny Michała Rauszera. Przykłady można mnożyć, ale jedno jest pewne – nie mamy do czynienia z chłopomanią, modą, która przeminie, czy lewackimi wymysłami. Nie, to już masowy nurt spoglądający na historię z pozycji tych, którzy tu naprawdę żyli i pracowali, mieli swoją historię i kulturę, najczęściej pomijaną w szkolnych podręcznikach. Te najczęściej są pasami transmisyjnymi bzdur o szlachcie i arystokracji, bezkrytycznie przepisującymi teorie ze zmurszałych ksiąg. To ogromne historyczne kłamstwo klasowe leży u podstaw współczesnego resentymentu fajnopolactwa z klasy średniej, czy klasizmu w ogóle.
Szlachta i arystokracja to w większości przypadków grupa upadłych moralnie, społecznie i kulturowo ludzi, którzy słynęli w dużej mierze z lenistwa i zadawania cierpienia. I o tym między innymi jest „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, książka szokująca i piekielnie ważna.
Esej Pobłockiego nie jest typową pracą historyczną, nie jest też esejem literackim, co można było wielokrotnie przeczytać w jednej z polemik z autorem. Język i forma książki są fascynujące, ale nie brawurowe do stopnia, w którym odciągają uwagę od treści. Pobłocki wyciąga z historycznych świadectw i dokumentów pańszczyźniane losy, ale nie powtarza – swoją drogą bardzo rzetelnej – pracy Rauszera. W intrygujący sposób próbuje nakreślić paralelę między współczesnością, a czasami dawnymi, wyciąga pańszczyznę ze znaczeniowej próżni i wrzuca ją w nasze uniwersum znaczeń i wyobrażeń, szczególnie tych klasowych. Dodatkowo kontekstualizuje nasz problematyczny system chłopskiego wyzysku na arenie międzynarodowej, trafnie porównując go do niewolnictwa amerykańskiego. Co ważne, pokazuje, że stosowanie wyjątkowo brutalnej przemocy nie była przywarą tylko polskiej szlachty – cierpienie klas niższych było podstawą feudalnych i wczesnonowoczesnych systemów gospodarczych w całej Europie. Nietrudno się domyślić analogii ze współczesnością, oczywiście z zachowaniem proporcji.
Kacper Pobłocki rzuca światło na wiele przykrych aspektów wiejskiej rzeczywistości, które umknęły nam dzięki pracy leniwych historyków, zadowolonych ze streszczania ksiąg pańskich ekonomów i narzekań szlachty na chłopów. Polszcza – bo właśnie tak tytułuje nasze ziemie autor – stała szubienicami, które miały być ponurym straszakiem. Nawet jeśli nie wieszano, to wystarczył sam widok upiornej konstrukcji, przypominający o obowiązku posłuszeństwa. Autor skompilował wiele historii i dokumentów jeżących włos na głowie, pokazujących, że relacja pana z chłopstwem polegała głównie na biciu, eksploatacji, gwałcie. W wielu momentach przerywałem lekturę, żeby chwilę odpocząć, bo stężenie przemocy było niemal nie do zniesienia. Nie znaczy to oczywiście, że Pobłocki nią epatuje w celu wywołania taniego szoku. Nie, odtwarza realia, a te były bardziej niż ponure. Co ważne, jednocześnie, stara się zbudować najniższą klasę w sposób podmiotowy, wskazując na jej pomysłowość i wytrzymałość w obliczu losu.

Najwięcej kontrowersji i głosów krytycznych wywołały te części Chamstwa, które odnoszą się do współczesności. Rzeczywiście, jest to bardziej publicystyczna pozycja, niż te Rauszera czy Leszczyńskiego. Pobłockiemu najbliżej do reportażu społecznego, który nie boi się wygłaszać opinii, od samego początku wykłada swoją tezę w jasny sposób. Nie mam z tym żadnego problemu, co więcej, chciałbym, żeby książki poruszające tematy historyczne rzucały swoje tezy na tło współczesności, bo samo klepanie dat i rycie w dokumentach jest w zasadzie bezproduktywne bez krytycznego i politycznego ostrza (może dlatego Chamstwo spotkało się z takim odporem środowisk historycznych – między wierszami książki można wyczytać słuszne zarzuty w ich stronę). Nawet jeśli miejscami Pobłocki kreśli odrobinę zbyt odważne analogie, to nigdy nie poświęca faktów na rzecz tezy, a wszystko dzieje się przy mocnym udziale społecznej empatii. Chamstwo kroczy na cienkiej linie między historią i publicystyką i jest to wyczyn godny najlepszego akrobaty.
Część społeczeństwa powoli otrząsa się z klasistowskiego podejścia, inni wpadają w nie jeszcze głębiej, podkręceni mitami i wyobrażeniami na temat ludu. Wiele z tych mitów ma swoje korzenie w tym, jak opowiadamy naszą historię, jak tworzymy hierarchiczne narracje, które zaciemniają prawdziwy obraz opresji. Chamstwo to kolejna ważna książka, która opowiada losy ludzi zamieszkujących białą plamę historii, która choć z każdą taką publikacją jest mniejsza, to wciąż przeraża rozmiarami. Kacprowi Pobłockiemu wypada pogratulować, a was ostrzec – nie jest to lekka lektura. Ale które opowieści o ludzkiej krzywdzie są?