Od występów w VR po gabberowe sety w domu, islandzka artystka tworzy unikalne uniwersa.

O znaczeniu Björk dla muzyki popularnej i alternatywnej napisano już prawie wszystko. Mnie w jej postaci najbardziej intryguje wyjątkowe, emocjonalne odsłonięcie i niespotykane wręcz spojrzenie w przyszłość. Praktycznie od początku kariery wyznaczała sobie unikalną, futurystyczną ścieżkę, która eksplorowała nie tylko radykalne pokłady emocjonalności i wrażliwości, ale także brzmieniowe możliwości kolejnych muzycznych rewolt. Dzisiaj rozbuchane koncepty wizualne i interdyscyplinarna współpraca artystyczna to norma u wielu osób zajmujących się muzyką, ale Björk robi to od kilku dekad. Kiedy pytamy o miejsce człowieka wobec technologii i natury, robimy to ponad dekadę po Biophilii. Występy VR i igranie z cyfrowym wizerunkiem to szał nowości? No cóż, islandzka artystka kminiła to już w 2016 roku. Björk była naturalną częścią światowej popkultury, jednocześnie stając z boku, w zamknięciu we własnej bańce, do której wpuszczała kolejne talenty muzyczne. Arca, The Haxan Cloak, Mark Bell z LFO, a przy nadchodzącej płycie serpentwithfeet, El Guincho, czy Gabber Modus Operandi – artystka od zawsze ma wyczucie do wybierania pereł z elektronicznego świata. Dziesiąty krążek Björk, Fossora, ukaże się 30 września i ma być dalszym odkrywaniem marzycielskich rejonów, w które odbiła na Utopii po miłosnej żałobie z Vulnicury

Przypadek Björk jest o tyle intrygujący, że przy tej całej konceptualizacji, wydumanych oprawach wizualnych i futurystycznych tonach, wciąż obcujemy z twórczością głęboko emocjonalną, zaskakująco ludzką, mimo otoczki, która za wszelką cenę chce przekroczyć człowiecze doświadczenie. Artystka jest blisko przyrody i blisko namiętności, zmysłowości, rozpaczy, czy miłości. Jeśli gdzieś szukać humanizmu nowej ery, który nie skreśla naszego doświadczenia, ale dobudowuje do niego nowe konteksty ekologiczne, technologiczne i tożsamościowe, to właśnie u Björk. We współczesnych narracjach technokratycznych i futurystycznych – szczególnie tych z Doliny Krzemowej – po prostu brakuje człowieka. Jesteśmy konsumentami, awatarami, królikami doświadczalnymi nowych platform, które mają nas zbliżać, ale wciąż pogłębiają alienację. Tymczasem katastrofa klimatyczna i egzystencjalne zagrożenia, jakie jej towarzyszą, już tu jest, o czym zresztą Björk ostrzegała już dawno temu.    

Co ciekawe, Fossora zrodziła się z domowych DJ setów, jakie artystka serwowała w czasach lockdownu w domu, ze szczególnym naciskiem na gabber. Jak to się konkretnie przełoży na charakter materiału, można wyczytać z kapitalnego singla „Atopos” (tytuł inspirowany sokratejskim odosobnieniem i dziwactwem), który sprawnie łączy psychodeliczny reggaeton z klubowym ekstremizmem. Od razu podniosły się głosy, że to podążanie za modą, ale nie ma co hipsterzyć – Björk to nie Madonna, jej wybory produkcyjne to organiczna zajawa, a nie chęć podłączania się pod trendy brzmienia, co udowadniała wielokrotnie na przestrzeni lat. Artystka jest w miejscu, w którym stateczność i poskromienie brzmienia wydały by się naturalne, w końcu jej dorobek z lat 90-tych XX wieku jest majestatyczny i ponadczasowy, a wydawnictwa z nowego millenium bronią się równie udanie (choć ich wpływ na resztę muzycznego uniwersum był, naturalnie, mniejszy). Björk nie pociesza się statusem legendy, wciąż kombinuje, wciąż podsuwa estetyczne i emocjonalne wyzwania. I za to ją kochamy!  

WIĘCEJ