Czy filtry i NFTs to przyszłość biznesu modowego? Co będziemy nosić w metawersum? Czy moda może być tylko wirtualna?

Beata Wilczek jest strateżką, badaczką i edukatorką mody mieszkającą w Paryżu i Berlinie. W 2020 roku założyła agencję Unfolding Strategies, która wspiera branżę modową w edukacji i strategii w obszarach inkluzywności, zrównoważonego rozwoju i digitalizacji. W listopadzie tego roku dołączyła jako Head of Digital Sustainability and Social Impact do The Dematerialised, jednego z wiodących startupów zajmujących się modą cyfrową i NFTs. W świetle szybko kształtującego się rynku mody cyfrowej postanowiliśmy porozmawiać z nią o naturze tego kiełkującego zjawiska, prognozach na jego rozwój i tym jak może wpływać na nas i na środowisko.

Moda cyfrowa zdaje się być bardzo ogólnym określeniem – co za nim stoi?

Najpierw musimy powiedzieć sobie czym w ogóle jest moda. Dla mnie moda jest  złożonym systemem, który nieustannie produkuje przedmioty, miejsca, wartości i doświadczenia. Przedmiotami mogą być buty i płaszcze, miejscami centra handlowe i sklepy online; wartościami, to czy coś nam się podoba lub nie, albo czy uważamy to za dobre lub złe, na styku etyki z estetyką. No i doświadczenia to drapiące wełniane swetry lub ekscytujące pokazy mody. Moda cyfrowa jak najbardziej do tego świata przynależy i w kategoriach przedmiotów i produktów można wyodrębnić trzy kategorie. Pierwsza to moda zaprojektowana w programie cyfrowym, np Clo3D, której produkt końcowy jest materialny, podobnie jak wiele budynków, które najpierw powstają na ekranie komputera, a potem materializują się w miastach z pomocą betonu i szkła, chodzi tu głównie o proces tworzenia. Drugi to moda zaprojektowana w programie cyfrowym zarezerwowana wyłącznie dla świata wirtualnego, na przykład kapelusze z filtrów w mediach społecznościowych, skórki gamingowe lub wirtualne ubrania kupowane jako NFT (niewymienialne tokeny). Są to ubrania, które nie muszą być zrobione z materiałów, ale i tak zaczynamy je traktować jak ubrania i część mody. To jest fascynujące, ponieważ teraz przyjmujemy, że coś jest modą/ubraniem nawet kiedy nie jest ubraniem z tekstyliów. To jest duża, ontologiczna zmiana w pojmowaniu tego czym są ubrania i jak funkcjonuje moda. I trzecia grupa, najbardziej ekscytująca i mój osobisty faworyt to moda figitalna (phygital), czyli łącząca doświadczenia offline i online. Są to przedmioty/doświadczenia, które istnieją zarówno jako pliki i zszyte ze sobą kawałki materiału. Mogę mieć wykonaną z wegańskiej skóry torbę Telfar w rzeczywistości materialnej, ale mogę też posiadać jej wyrenderowaną w 3D wersję w świecie wirtualnym, tak jak wirtualna influencerka Lil Miquela. Nagle produkty zaczynają egzystować URL i IRL. 

Jeśli chodzi o ten fenomen dualizmu modowego i podwójnej produkcji ubrań w wersji online i offline – jak wygląda różnica cenowa między takimi produktami? Czy ten rynek jest już wyrobiony?

Rozmowa na temat cen wirtualnych dzieł i produktów jest bardzo sensacyjnym tematem. W modzie teraz jest do tego bardzo różne podejście i pułap cenowy tych produktów jest radykalnie zróżnicowany od zera, w przypadku filtrów na social media po grube miliony, jak w przypadku niektórych NFTs.  Potem dochodzi pytanie ile te rzeczy będą warte na secondary market. Myślę, że wynika to z tego, że jest to nowe zjawisko i mam nadzieję, że kwoty niedługo przestaną być głównym tematem. Rynek nie jest wyrobiony, raczej jest “on fire”. Od sześciu miesięcy co kilka dni pojawia się wielki news: Mark Zuckerberg desperacko pokazuje swoje wirtualne koszulki i marzy o centralizacji metawersu, Balenciaga prezentuje kolekcje w grach komputerowych, Zara w kolaboracji z Aderr Error wypuszcza pierwsze phygitals, a RTFKT zostaje kupione przez Nike. W Decentraland otwierane są dystrykty handlowe i pojawiają się pierwsze e-commerce takie jak The Dematerialised i Dress X. Te zmiany postępują w zawrotnym tempie. Musimy zastanowić się nad tym co możemy zrobić, żeby moda cyfrowa nie popełniała błędów fast fashion: nadprodukcji, niesprawiedliwości społecznej, niezrównoważonej produkcji. I co jest kluczowe zrozumieć, że wielu z nas ma już na co dzień styczność z modą cyfrową w jej darmowej postaci, kiedy używamy filtrów i “zakładamy” wirtualny kapelusz z kapusty.  Ta dostępność pokazuje, że moda cyfrowa może być bardzo szybko adaptowalna i bliska wielu osobom. Dlatego musimy się jej bacznie przyglądać i szybko reagować. 

Skoro istnieje ta ogólnodostępna forma mody cyfrowej czy można powiedzieć, że cyfryzacja mody również ją demokratyzuje?

Żeby w ogóle mówić o demokratyzacji cyfryzacji mody i internetu trzeba się zastanowić kto w ogóle ma do niej dostęp – czyli kto ma dostęp do internetu, smartfonów, laptopów itp. Mówimy tutaj o ok. 60% społeczeństwa, czyli mimo że jest to większość, to nie są to wszyscy. Warto pamiętać, że korzystanie i partycypowanie w cyfryzacji jest pewnego rodzaju przywilejem. Na pewno jednak jest bardzo dużo pomysłów aby tworzyć modę kolaboracyjnie, razem z odbiorcami. To burzy i decentralizuje obecny system gdzie “wielcy kreatorzy dyktują trendy”.  Oprócz wspólnego robienia mody, istnieje również zjawisko kolektywnego kupowania i posiadania, czego dobrym przykładem jest Red DAO,  zdecentralizowana autonomiczne organizacja skupiająca się na modzie, która nabyła trzy NFTs Dolce&Gabanna z Collezione Genesi za 1,9 mln USD. DAO umożliwia takie działania, jak na przykład kumulowanie jakiegoś kapitału i kupowanie wspólnie, a nie przez jedną osobę. To pokazuje że powstają nie tylko nowe produkty, ale też nowe sposoby ich konsumpcji, i idąc dalej – partycypowania w kulturze, wychodzące poza kategorie produkcji i sprzedaży.

Czyli z tego co mówisz wynika, że cyfryzacja demokratyzuje modę do pewnego stopnia, ale przez ograniczenia technologiczne nie sprawia, że jest zupełnie inkluzywna?

Tak, dokładnie. Moda cyfrowa za to jest inkluzywna w kontekście tego kto może zostać twórcą i jak to zrobić. Nie musisz studiować na międzynarodowych uczelniach, które na rok przyjmują 15 osób i wymagają zawrotnego czesnego. Wystarczy, że ściągniesz sobie kilka programów i będziesz szukać tutoriali online. Jestem zawsze pod wrażeniem tego co robią Tabitah Swanson i Harriet Davey, z którymi zapoznałam się dzięki moim zajęciom i podcastowi Fashion Knowledge. Obie nie tylko są artystkami 3D i projektantkami, ale też bardzo chętnie dzielą się swoją wiedzą z innymi. Jako edukatorka na maksa to szanuję.

Wiele osób zajmujących się modą cyfrową uważa też za jej inkluzywną cechę to, że rozmiary ubrań są adresowane do wszystkich ciał. I to, że możemy odejść od stereotypowych reprezentacji ciał modelek i modeli. Uważam, że to jest bardzo ciekawy moment, bo mamy okazję wymyślić modę na nowo, zwłaszcza w kontekście reprezentacji ciała. Ja w swojej pracy w The Dematerialised zastanawiam się m.in. nad tym jak dekolonizować modę cyfrową,  jak nie doprowadzać do zawłaszczeń kulturowych, jak myśleć o cyklu życia i upcyclingu NFTs, i jaki jest jej ślad węglowy. Te pytania mogą się wydawać abstrakcyjne, bo dopiero od niedawna zadajemy je w kontekście mody i designu, ale moim zdaniem są konieczne.

Właśnie, a propos tworzenia tego nowego sektora mody od początku z nadzieją na mniej problematyczną przyszłość – chciałam się zapytać czy sądzisz, że takie elementy jak idealne digitalowe influencerki jak Lil Miquela czy „upiększające” filtry, które już istnieją mogą potencjalnie mieć negatywny wpływ na to jak ludzie postrzegają siebie w erze cyfryzacji?

To jest ogromny temat, podczas pandemii został zaobserwowany znaczący wzrost w operacjach plastycznych, zwany “Zoom Boom”. Moda odgrywa w tym ciekawą rolę ponieważ podczas lockdownów zaczynamy ubierać tylko do połowy: na górze czysta bluzeczka, ułożone włosy, przycięty wąs, a na dole dresik i kapciuszki. Taka pandemiczna stylówka dobrze oddaje to jak żyjemy w takim czasie, nieustannie performując online na firmowych spotkaniach czy zajęciach jednocześnie będąc w domowych pieleszach. Patrzymy nie tylko na innych, ale też na swoją twarz. Do tego możemy dodać filtry z social media. Sama zauważyłam, że używając tych filtrów, które mają mnie upiększać, tak naprawdę dochodzi do karykaturalnego przerysowania: moje duże zielone oczy robią się jeszcze większe, piegi o wiele bardziej intensywne, a nos kurczy i niemalże zanika. Na razie to zjawisko skupia się głównie na twarzy, ale wzrastające zainteresowanie całymi avatarami i filtrami, które ogarniają sylwetkę (dostępne na Snapchat) może spowodować przekładanie tego na całe ciało, a wtedy przemysł chirurgii plastycznej na pewno będzie miał dużo nowych usług. To są rzeczy, nad którymi musimy się zastanawiać i zwracać na nie uwagę. Podpytywałam o to Harriet Davey w swoim podcaście Fashion Knowledge. Rozmawiałyśmy o etyce filtrów i odpowiedzialności projektanta.

Oprócz używania tych technik modyfikacji swojego wizerunku online na rzecz „upiększania” siebie, wielu artystów i ludzi ze świata kreatywnego  jak np. Arca używa tych rozwiązać aby tworzyć pewnego rodzaju online performance. Czy trudno jest określić tę granicę, kiedy digitalizacja swojego wizerunku jest szkodliwa i czy ruchy takie jak decyzja Norwegii o przymusie etykietowania zmodyfikowanych zdjęć to tylko początek takich zarządzeń na świecie?

Na początku istnienia Instagrama obrabianie swoich zdjęć i filtry były uznawane za oszustwo i brak autentyczności. Stało się nawet sztuką w przypadku Amali Ulman. Teraz staje się to pewnego rodzaju normą i odkrywanie, że jakaś osoba publiczna zmniejszyła lub zwiększyła swój kawałek uda tudzież łydki na zdjęciu jest niemalże pewnego rodzaju kanonem rozrywki, niż czymś co jest publicznie potępiane. Oczywiście super, że takie zabiegi i regulacje prawne jak np. ten w Norwegii mają miejsce, ale istotne jest, że oprócz tworzenia nowych regulacji zmieniła się nasza akceptacja dla tego manipulowania wizerunkiem ciała. To jest ciekawa zmiana, która trochę łączy się z tym, że zaczęliśmy myśleć, że ubrania mogą istnieć też tylko jako wygenerowane obiekty 3D a nos idealnej pani domu może istnieć na pograniczu namacalnej realności i wirtualnego ulepszenia. To są zjawiska, które pozwalają zadać pytanie o to co jest realne a co nie, kiedy nos jest autentyczny i czy ubranie musi być namacalne.

Mówimy też przecież o sytuacji, w której aby przerobić swoje zdjęcie nie musimy już uczyć się obsługi Photoshopa, mamy do tego proste i ogólnodostępne aplikacje jak FaceApp. Czy myślisz, że podobnie szybko zostanie ułatwiona możliwość tworzenia i konsumowania cyfrowej mody? Może niedługo wszyscy będziemy codziennie wrzucać casualowo fotki z ubraniami wygenerowanymi online.

Na razie nie jest to tak dostępne, ale jest to możliwe. Na pewno teraz rozwój tego rynku pokazuje, że ubrania cyfrowe są nie tylko czymś co nosimy, ale mogą stawać się też obiektami kolekcjonerskimi lub tokenami, które pozwalają nam przynależeć do pewnych społeczności lub dają dostęp do eventów, doświadczeń etc. Taki zabiegi będą umożliwiać firmom pewnego rodzaju komunikację z konsumentami oraz oferować pewne przywileje. Nawet Clinique, które jest marką nie modową, tylko beauty, zaczęło oferować swoim klientom NFTs. Mam nadzieję, że niebawem więcej twórców a nie tylko brandów będzie się tym zajmować i poszerzać pole możliwości, tak jak np. w muzyce robi to Holly Herndon. 

Często poruszasz temat zrównoważonej mody cyfrowej. Czy możesz wytłumaczyć co to znaczy?

W ostatnich czasach bardzo dużo mówi się o tym, że moda powinna być zrównoważona, etyczna, społeczna. Od kilku lat śledzę też research o tym jak ten krypto, NFT, cyfrowy świat może mieć wpływ na środowisko i myślę, że za mało o tym rozmawiamy. Jak mówi moja ulubiona filozofka Rosi Braidotti to nie jest tak że digitalizacja jest w środę, a kryzys klimatyczny w piątek – te rzeczy się dzieją razem. Wszystko co robimy online, wszystkie te narzędzia którymi się posługujemy, seriale, które oglądamy pozostawiają po sobie ślad węglowy. Przekładając tę logikę na modę cyfrową, produkowanie ubrań do digitalu również jest szkodliwe. Często ten byt cyfrowy jest też powiązany z blockchainem lub stroną co zwiększa tylko ślad węglowy. Mówienie, że moda cyfrowa nie jest toksyczna, bo jak normalna moda nie zużywa do produkcji dużej ilości wody to marketingowe posunięcie i również coś dosyć abstrakcyjnego. W przypadku gier komputerowych nie porównujemy ich do gry w Monopoly lub z grą na boisku, bo po prostu są to dwa zupełnie inne byty. Więc dlatego wydaje mi się, że powinniśmy dużo mówić o aspekcie zrównoważenia mody cyfrowej, ponieważ stwierdzanie, że oferta cyfrowa jest lepsza, ponieważ nie jest zrobiona z materiałów, to jest po prostu uproszczenie.

Ale w ogóle jest sposób, żeby moda cyfrowa była bardziej zrównoważona?

Musimy zbadać jak działa, co robi, jak ślad węglowy pozostawia, a potem starać się to świadomie redukować. Na przykład jak stawialiśmy stronę dla mojej agencji Unfolding Strategies to specjalnie stworzyliśmy stronę z małym śladem węglowym. Jeżeli teraz w modzie cały czas mówimy o tym żeby robić kolekcje które są cyrkularne czy biodegradowalne to tak samo możemy przełożyć tę logikę i to myślenie na robienie rzeczy cyfrowo. Możemy się zastanawiać: jakie będzie życie po śmierci tych cyfrowych ubrań? Czy one mają być zakładane tylko raz? Kto je konsumuje? Kto je tworzy? Jaki ten produkt ma ślad węglowy? Samo projektowanie 3D pochłania też ogromne zasoby energii, czasu i po prostu ludzkiej pracy. Wyobraźmy sobie że Asos albo Zalando nagle do każdego produktu dodaje jego wersję cyfrową. To jest oczywiście radykalny pomysł, ale kto wie jak wygląda przyszłość. Załóżmy, że w takiej makro skali do każdego produktu, do każdej skarpetki i każdych majtek i do każdego buta istnieje produkt cyfrowy – przecież ktoś musi je stworzyć i zrealizować. W taki sposób złe praktyki fast fashion mogą bardzo szybko przełożyć się na modę cyfrową. Niektórzy twórcy i twórczynie 3D obawiają się powstawania tzw. digital-sweatshops.

Wspomniałaś o Twojej agencji Unfolding Strategies. Czym się zajmujecie i jaką macie misję?

Moda musi odpowiedzieć na wyzwania, które stawiają przed nią kryzys klimatyczny oraz postępująca cyfryzacja. To właśnie dlatego stworzyłam Unfolding Strategies – agencję i laboratorium badawcze, których celem jest wspieranie marek, firm i agencji kreatywnych w nawigowaniu obszarów zrównoważonego rozwoju, technologii i digitalizacji.

Dla nas moda to nie tylko ubrania i trendy, ale też zakorzeniony w kulturze ekosystem odpowiadający na potrzeby społeczeństwa. Rozumiemy oczekiwania współczesnego konsumenta, dla którego kluczowe są transparentność, otwartość i autentyczność. Nasze działania poparte są metodologią nauk społecznych i designu, a także latami doświadczenia w branży modowej. Aktywnie współpracujemy z międzynarodową grupą researcherów, naukowców i projektantów. Edukujemy firmy i instytucje zapewniając im optymalne rozwiązania strategiczne. Oferujemy wsparcie z zakresu przewidywania trendów, implementowania różnorodności i warsztaty na tematy takie jak moda cyfrowa lub blockchain. Dzięki temu, nasi klienci mogą aktywnie współtworzyć inkluzywne i świadome przyszłości mody. W ostatnich miesiącach robiliśmy badania i szkolenia dla m.in. Reserved, 4F, AFRI i AMD Berlin. 2022 zapowiada się super obiecująco i nie mogę doczekać się naszych nowych projektów.

WIĘCEJ