Słowa krakowskiego metropolity wielokrotnie jeżyły włos na głowie: najbardziej zapamiętaliśmy te o „tęczowej zarazie”, chociaż wybór jest naprawdę spory. W niedzielę kontrowersyjny duchowny po raz kolejny wygłosił kuriozalne kazanie, tym razem za cel obierając sobie osoby żyjące poza związkami małżeńskimi.
Marek Jędraszewski, człowiek nieżonaty i (oficjalnie) nie posiadający dzieci, ponownie wspiął się na wyżyny antynaukowego, nienawistnego bełkotu, ale tym razem dorzucił dość zabawną wisienkę na szczyt standardowego, upieczonego z homo- i transfobii tortu. Nie żyjemy dla siebie i nie umieramy dla siebie, wbrew lansowanym dzisiaj najprzeróżniejszym ideologiom, począwszy od 'ideologii singli’, która każe nam żyć właśnie jako te samotne wyspy. Jeżeli akceptuje się jakieś związki z innymi, to na zasadzie przelotności i nietrwałości, bez jakichkolwiek wzajemnych zobowiązań, by móc pewnego pięknego dnia powiedzieć: dziękuję, kończymy, idziemy sobie osobno dalej przez to życie – powiedział hierarcha w trakcie niedzielnego kazania. Czy o przelotnych związkach mówił na podstawie własnego doświadczenia, trudno stwierdzić, ale po raz kolejny pokazał najbardziej staroświeckie i rozchodzące się z rzeczywistością oblicze polskiego kościoła katolickiego – przywiązanie do heterenormatywnego małżeństwa jako jedynej formy budowania relacji społecznych.
Kuriozalny konstrukt ideologii singli jest o tyle zabawny, że wychodzi z ust przedstawiciela instytucji, która nie tylko wymusza na swoich funkcjonariuszach singielstwo, ba, idzie o wiele dalej i wpycha ich w sprzeczny z naturą celibat. Mimo ornamentowych tytułów naukowych, hierarchowie kościelni bardzo rzadko wyczuwają kosmiczną wręcz ironię prześwitującą przez ich słowa. Chyba, że Jędraszewski planuje jakąś obyczajową rewolucję i wyplenianie ideologii singli rozpocznie od własnej instytucji. Ale jeśli tak jest, to radzilibyśmy rewolucyjne ruchy zaczynać od o wiele bardziej palących problemów w łonie kościoła, np. pedofilii i jej tuszowania.