Moda to skomplikowana sprawa. Pewnego dnia budzisz się i połowa ludzi, których spotykasz na mieście, ma ze sobą plecak Fjällrävennikt w zasadzie nie wie, jak to się stało.

Podobnie sprawa ma się z Anti Social Social Club. Założona w 2015 roku przez Neeka Lurka marka to fenomen niezrozumiały chyba także dla samego jej właściciela, który często podkreśla, że nie zna źródła popularności swoich ciuchów. Ale po kolei.

Lurk to esteta wychowany w dobie Tumblra i Instagrama obficie korzystający z dobrodziejstwa wizualnego internetowego śmietniska. Samo Anti Social Social Club to zakuty w czterech (a w zasadzie trzech słowach) mem żerujący na introwertycznej i aspołecznej stronie ludzi przekopujących internet w poszukiwaniu wykrzywionej, niekonwencjonalnej estetyki i motywowanych chęcią kanalizacji swojej alienacji.

Tę frazę Lurk zamienił w jedną z najbardziej rozpoznawalnych streetwearowych marek ostatnich lat. I ta fraza mu wystarczyła. Nie jest on projektantem. Większość oryginalnych ubrań dystrybuowanych przez ASSC to gotowe T-shirty, bluzy i czapki posądzanej o nieetyczne traktowanie pracowników marki Gildan ozdobione minimalistycznym nadrukiem. Lurk nie projektuje więc ubrań, a rola jego lub projektantów marki (jeśli takowi istnieją) sprowadza się do umiejscowienia logotypu i jego ewentualnej modyfikacji (najczęściej poprzez zmianę koloru).

Czy mały nakład pracy przekłada się na inne benefity? Może na przykład stosunkowo niską cenę? Nie, T-shirty chodzą za 400 złotych, bluzy za minimum 500 lub 600 złotych. Może rodzaj produkcji ma odbicie w sprawnej dystrybucji?

Zimno, klienci nabywający gorące dropy od samego ASSC narzekają na czas oczekiwania na przesyłkę. Szczęśliwcy czekają miesiąc lub dwa. Rekordziści potrafią zapomnieć o sprawie i dostać paczkę z ubraniami po roku. Pechowcy nigdy jej nie dostają. ASSC nie bawi się nawet w wysyłanie potwierdzeń zamówień, nie mówiąc o trackingu przesyłek.

Anti Social Social Club to marka paradoks: niezmiernie popularna mimo oferowania niskiej jakości usług za wysoką cenę. Nie da się jednak wycenić potencjału memicznego logotypu zdobiącego większość tych niewyszukanych kreacji. Pozostaje obserwować to zjawisko z dystansu. Może już za chwilę noszenie ASSC będzie równie modne co korzystanie w Internecie z grafiki z trollface’em lub innym spróchniałym memem rodem z portalu Komixxy.pl.

WIĘCEJ