Kanaryjska pisarka Andrea Abreau w głośnym debiucie literackim opowiada wciągającą historię obsesyjnej przyjaźni między dwoma dziewczynkami: Isorą i Shit. Ośli brzuch to książka o dojrzewaniu i charakterystycznych dla tego etapu emocjach: miłości, pożądaniu, ale i złości. Autentyczne przedstawienie dziewczęcych pragnień w zestawieniu z obrazem robotniczej Teneryfy daje intensywną, nabrzmiałą od emocji i gorącego pyłu wyspy powieść.
Jest lato 2005 roku, dwie przyjaciółki mieszkają w małej, biednej wiosce na Wyspach Kanaryjskich. By zabić nudę długich wakacyjnych dni, bawią się Barbie, przebierają, obgadują innych i snują plany wycieczki na plażę. Ale Isorę i Shit łączy nie tylko przyjaźń i miłość, w relacji dziewczynek pojawia się też zazdrość i rywalizacja. Z Andreą Abreu rozmawiamy o queerowaniu dziecięcego doświadczenia, nierównościach społecznych Teneryfy, pozostałościach po kolonializmie i konieczności reprezentacji marginalizowanych społeczności.
Ośli brzuch w Polsce ukazał się nakładem wydawnictwa ArtRage, książkę przetłumaczyła Agata Ostrowska.
W świecie dorosłych dzieci rzadko traktowane są poważnie. Ich potrzeby i uczucia zazwyczaj kwitowane są tekstami: jesteś za młody_a, żeby wiedzieć lub jeszcze ci się zmieni. Odkrywanie seksualności postrzegane jest jako element dziecięcej gry, a nie ważna część kształtowania tożsamości. Ośli brzuch to okazja, by zrozumieć dojrzewające dziewczynki, odkryć, co dzieje się w ich sercach i głowach bez protekcjonalnej otoczki często towarzyszącej autorom w opisywaniu dziecięcych doświadczeń. Andrea rozbraja szczerością i lekkością, z jaką przedstawia seksualność dzieci i ich relacje. W historii literatury jest bardzo dużo dzieł, w których narratorem jest dziecko używane jako narzędzie do opowiedzenia fabuły z niecodziennej perspektywy. Wynika to z ageistowskiego przekonania, że jedyną prawdziwą, ważną fabułą jest ta doświadczana w dorosłym świecie. Kiedy sama stanęłam przed możliwością napisania historii, w której narratorem będzie dziecko, zdałam sobie sprawę, że chcę stworzyć dyskurs egocentryczny, który zajmowałby się dzieciństwem i konfliktami typowymi właśnie dla tego okresu (wiejskiego, kanaryjskiego, queerowego dzieciństwa), a nie służył jako wymówka, by poruszać wciąż te same tematy.
Z drugiej strony bardzo istotna była kwestia ograniczeń dziecięcego narratora. Dziecko jako narrator jest ciekawe, bo konceptualizuje rzeczywistość, która z uwagi na wiek jest przeważnie niedostępna, zakazana. Jednak bez względu na to, jak bardzo dorośli starają się zabronić dzieciom pewnych doświadczeń, one i tak znajdą sposób na ich przeżycie. Właśnie ta perspektywa mnie zainteresowała. Ponadto narrator-dziewczynka jest jeszcze bardziej obłożona zakazami i ograniczeniami niż narrator-dziecko. Jeśli od małych chłopców wymaga się patrzenia na świat w pewnych kategoriach przyzwoitości, to od dziewczynek tym bardziej się tego oczekuje – maksymalnej czystości. Dorośli śmieją się, gdy chłopcy komentują sprawy seksualne, ale gdy dziewczynka robi to samo lub na przykład dotyka publicznie swoich genitaliów, tak jak robią to chłopcy, jest to uznawane za niegrzeczne i obraźliwe.
Dlatego uważam, że pisanie z egocentrycznej, dziecięcej perspektywy jest aktem buntu, a pisanie z egocentrycznej, bezwstydnej i seksualnej perspektywy dziewczęcej jest bezpośrednim atakiem na system i podważeniem jego fundamentów.
Comphet, czyli obowiązkowa heteroseksualność i proces socjalizacji każą nam wierzyć, że jedynym właściwym modelem związku jest ten cispłciowy i heteroseksualny. W Oślim brzuchu Adrea Abreu queeruje dzieciństwo, a jej bohaterki odkrywają siebie i jednocześnie mierzą się z normami społecznymi. Zafascynowana przyjaciółką Shit czasami chce być z Isorą, a innym razem po prostu chce nią być – zazdrości jej rosnących piersi i włosów łonowych. Jednocześnie próbuje sobie wmówić, że jak każda porządna dziewczynka tak naprawdę powinna chcieć być z chłopcem. Świadomość tego, co powinnyśmy towarzyszy nam od dzieciństwa, a wraz z dojrzewaniem presja społeczna, by się wpasować, jest coraz silniejsza. Moje doświadczenie jako osoby biseksualnej jest takie: wiele dorastających dziewcząt nie wie, jak zachować się w relacji z drugą kobietą, nie istnieje przecież żaden kod postępowania. Dziewczyny, które mi się podobały, wywoływały we mnie dużo frustracji i gniewu. Myślałam, że im zazdroszczę, ale miało to więcej wspólnego z faktem, że się w nich po prostu podkochiwałam, tyle że nikt mi nie powiedział, że mogę kochać się w kobiecie. W ogóle nikt mi nie powiedział, że mogę zakochać się w każdej osobie bez względu na płeć. Dlatego musimy dać dzieciom poczucie bezpieczeństwa, by wiedziały, że mogą lubić i kochać kogo tylko zechcą. Dużo mówimy o normalizacji queerowości i choć jest coraz lepiej, to wciąż istnieje duża potrzeba widoczności. W przeciwnym razie osoby queerowe, a w szczególności queerowe dzieci, będą dalej cierpieć przez to, kim są i kogo lubią w heteroseksualnym systemie opartym na binarności płci.
To prawda, że Shit jednocześnie chce być z Isorą i chce nią być. W „Oślim brzuchu” interesowało mnie badanie nieostrych granic przyjaźni, zauroczenia, pożądania i romantyzmu w relacji małych dziewczynek.
Ale Shit i Isora to nie jedyny ukłon w stronę nieheteronormatywności, w książce Andrei pojawia się też postać, której płeć nie jest oczywista. Juanita Banana jest osobą niebinarną. Chciałam ją uwzględnić, ponieważ w dziełach kultury osoby niebinarne są wciąż bardzo słabo reprezentowane. Kilka bliskich mi osób jest niebinarnych, zrobiłam to z miłości do nich i dla wszystkich niebinarnych dzieci.
Dorośli uwielbiają kategoryzować i szufladkować. Być może reprezentacja osób niebinarnych jest tak niska, bo niebinarność po prostu wymyka się z ram pojęciowych cispłciowego heteroseksualnego świata. Wszystko musi być jasne, proste w odbiorze i zrozumieniu, również seksualność i tożsamość płciowa. Dzieci uczą się etykietek objaśniających świat dopiero później, gdy dorastają, pierwszą część życia po prostu akceptują rzeczy i ludzi takimi, jakie są. W Oślim brzuchu poznajemy postacie – ich charakter i sposób bycia bez szufladkowania. Być może powinniśmy wyjść ze schematów i starać się myśleć jak dzieci? Musimy być nazwani i określani, bo to da nam możliwość istnienia w świecie, który nas nie widzi i nie szanuje, ale oczywiście chciałabym dążyć do świata, w którym nie będzie to konieczne. To powiedziawszy, z każdym dniem jestem coraz bardziej dumna ze swojej tożsamości, uwielbiam krzyczeć, że jestem biseksualną, poliamoryczną, dekolonialną kobietą z Wysp Kanaryjskich. Najpierw muszę przeżyć euforię tożsamości, a potem porozmawiamy o zniesieniu etykiet.
Andrea Abreu jest lokalną patriotką, zawsze podkreśla swoje kanaryjskie pochodzenie. Skolonizowana przez Hiszpanów w XV wieku Teneryfa do dziś boryka się ze skutkami europejskiego imperializmu. Na szczęście po wiekach wchłaniania kultury przez pryzmat kolonizatora, głosy mniejszości i społeczności na całym świecie, które długo były uciszane, wreszcie trafiają do mainstreamu. Mieszkańcy Wysp Kanaryjskich przez wieki nie mieli możliwości tworzenia własnej kultury i historii, mimo że zawsze generowaliśmy kapitał. Oczywiście wynika to z naszej pozycji w społeczeństwie, wciąż nosimy w sobie kolonialną krzywdę, która dziś rozwija się dzięki turystyce – współczesnemu narzędziu przemocy kolonialnej. Zmarginalizowane społeczności wreszcie mają prawo głosu i zajmują coraz więcej miejsca w głównym nurcie, jednak władza systemowa wciąż należy do tych samych ludzi. Mamy jeszcze wiele do zrobienia.
Teneryfa boryka się z ogromnymi nierównościami społecznymi. Istotnym elementem Oślego brzucha jest portet relacji klasowych na Kanarach. Isora i Shit mieszkają w małej, robotniczej wiosce komunikacyjnie odciętej od morza, co sprawia, że jako tubylczynie nie mogą nawet korzystać z naturalnych dóbr wyspy. Z kolei mama Shit codziennie jeździ na południe, by sprzątać wille turystów, czasem zabiera córkę ze sobą do pomocy, ale przeważnie nie widują się całymi dniami. Moja mama również jest sprzątaczką hotelową, więc dorastanie oznaczało dla mnie oglądanie innych z drugiego końca basenu [w książce Shit towarzyszy mamie w pracy, patrzy na dzieci bawiące się w basenie, ale nie może do nich dołączyć, bo jest córką sprzątaczki – przyp. red.]. Bardzo szybko uświadomiłam sobie niesprawiedliwość posiadania pewnych przywilejów związanych z urodzeniem się w danej rodzinie na konkretnej pozycji społecznej, co dawało o wiele większe możliwości. Mimo tego my dziewczyny z klasy robotniczej zawsze byłyśmy wojowniczkami [śmiech]. Nie miałyśmy nic do stracenia i przypuszczam, że to samo czują moje bohaterki.
Obecnie formy opresji społeczności kanaryjskiej przez turystów są w pewnych aspektach podobne, a w innych uległy zmianie. Na przykład ludzie pracujący zdalnie utrudniają rdzennym mieszkańcom wysp dostęp do mieszkań, bo podnoszą ceny wynajmu. Męczy mnie to, że ludzie z zewnątrz postrzegają nas jako dekorację „raju”, część umeblowania ich pokoju hotelowego, jako istoty nieożywione, które nie pracują, nie żyją, nie istnieją, nie cierpią. We wszystkich miejscach turystycznych na stałe żyją ludzie – nie zapominajmy o nich. Działania i decyzje turystów mają silny wpływ na życie odwiedzanych przez nich społeczności.