Warner Brothers wije się jak żmija.
Że Hollywood – a przynajmniej jego znacząca część – nienawidzi kobiet, to żadna tajemnica. Od samego początku swojego istnienia traktowało je jako materiał do czasowej eksploatacji, z określonym terminem przydatności (Co się zdarzyło Baby Jane? ma już 60 lat, a jest wciąż aktualnym komentarzem na temat podejścia studiów do starzejących się aktorek) i perspektywą porzucenia zaraz po nim. Nawet po #MeToo facetom z branży filmowej wolno o wiele więcej, a jeśli są wystarczająco potężni, mogą bezkarnie niszczyć innych przez dekady. Mizoginia funkcjonuje nie tylko po stronie studiów filmowych, ale także publiczności, która lokuje swoje uczucia i emocje według dość czytelnego klucza. Można to było zobaczyć przy okazji zakończonego niedawno procesu Johnny’ego Deppa i Amber Heard, którego echa wciąż nie milkną. Niezależnie od tego, jak patrzymy na tę sytuację – a mówimy o prywatnych wydarzeniach, które rykoszetują po medialnych relacjach – nie da się ukryć, że aktor mógł liczyć na o wiele większe wsparcie publiki. W sądzie przeciwko Amber Heard stanął nawet szef DC Films w Warner Brothers, Walter Hamada.
Warner Brothers to naprawdę upiorna firma, nie tylko dlatego, że stoi za Kosmicznym Meczem 2. Kiedy kręcono Hobbita, władze studia szantażem wymusiły na nowozelandzkim rządzie zmianę prawa pracy (oczywiście na niekorzyść osób pracujących). Bogata historia nadużyć seksualnych ludzi ze studia – w tym eks-CEO Kevina Tsujihary – sięga pierwszej połowy XX wieku. Warner Brothers ma również dobrze udokumentowaną kronikę złego traktowania aktorów i aktorek – od wspomnianego już wcześniej Co się zdarzyło Baby Jane? (gdzie antagonizowano Bette Davis i Joan Crawford przeciwko sobie, żeby uzyskać lepsze efekty na ekranie, co było pomysłem studia, nie reżysera) po Justice League (studio stanęło po stronie Jossa Whedona, który znęcał się nad obsadą). I tutaj wracamy do rozprawy Heard vs Depp. Od kilku dni branża filmowa huczy od plotek o tym, że aktorka została zupełnie wycięta z Aquamana 2, rzekomo w wyniku niekorzystnego wyroku. W takich wypadkach, jeśli plotki są nieprawdziwe, studia zazwyczaj szybko je dementują. Ale nie tym razem, co wielu poczytuje za potwierdzenie pogłosek. Obrońcy Deppa podnoszą, że od początku procesu był na hollywoodzkiej czarnej liście, więc można to uznać za sprawiedliwość. To dość wykręcona perspektywa, szczególnie w kontekście ostatnich wybryków innej gwiazdy superbohaterskich filmów Warner Bros spod znaku DC, Ezry Miller.
Miller, gwiazda nadchodzącego filmu The Flash, ma się chyba coraz gorzej. Jakiś czas temu dusiłx (jest osobą niebinarną) kobietę pod barem, niedawno włamałx się do domu pewnej pary, którą potem straszyłx. Również w tym roku rzuciłx krzesłem w głowę kobiety, co skończyło się aresztem. Niezależnie od tego, co przechodzi, wygląda na to, że naraża siebie i innych. Warner Bros nie reaguje, być może dlatego, że produkcja The Flash jest od dawna zamknięta, a wczesne projekcje filmu – kosztującego bagatela 200 milionów dolarów – wypadły bardzo korzystnie. Osoby z branży twierdzą, że Miller to zbyt mało znana osoba, żeby studio przestraszyło się konsekwencji – po prostu do większej części widowni kontrowersja nie dotrze. Co innego Heard, która doznała bardzo publicznej porażki, a do tego ma więcej wrogów niż sojuszników w internecie. Wycięcie scen z Merą to żadne ryzyko dla studia – Jason Momoa udźwignie film bez partnerki. Swoją drogą to właśnie Momoa wspierał Raya Fishera, kiedy ten walczył z Warner Brothers. Studio próbowało zneutralizować oskarżenia aktora, który twierdził, że na planie Justice League Joss Whedon zachowywał się rasistowsko. Podobne zarzuty wysunął przeciwko samemu Warner Brothers, co akurat zupełnie nie dziwi. Wybiórcze karanie Amber Heard wygląda na granie pod publiczkę. Tymczasem nowe perfumy Johnny’ego Deppa sprzedają się jak świeże bułeczki, a jego fani fetują odzyskanie życia i kariery przez aktora. Obawiam się, że Amber Heard czeka ciężki los w Hollywood, o ile jakikolwiek. Ale hej, The Flash już w 2023! Ech…