Arigatō Nihon!
W dobie absolutnie kompetentnych cyfrowych plemion i zaangażowanych fandomów ciężko rościć sobie prawo do tworzenia kanonu. Z naszym Alfabetem Anime nie mamy takich ambicji. Za to chętnie przypomnimy wam (a przy okazji sobie) klasyki, do których warto wracać – będą to zarówno serie, jak i filmy pełnometrażowe. Do każdej litery dopiszemy też nowsze tytuły, bo branża – co prawda ludzkim kosztem, ale to temat na inny dzień – rozwija się jak nigdy. Żeby nie oszaleć, ograniczamy pulę do trzech, góra czterech pozycji na literę: lekko nie będzie, ale postaramy się o kreatywną asertywność! Oczywiście to tylko nasze zestawienie, zachęcamy do dzielenia się swoimi alfabetami. Kultura to nie wyścigi, a nie ma większej przyjemności niż rozmawianie o tym, co nas ukształtowało czy zrobiło szczególnie mocne wrażenie. Nie ma też większego zaproszenia do rozlania toksycznej kałuży, ale hej – robimy to z pełną odpowiedzialnością. Literę A znajdziecie pod tym adresem, B tutaj, C tu, D tu, E tu, F tu, G tu , H tu, I tu, a ostatnio dotarłyśmy do J.
Kaguya-sama: Love Is War (2019-2022)
Anime o tematyce miłosnej nie brakuje, od wspaniałych, wzruszających historii w rodzaju Your Lie In April, przez subtelny homoromans w Yuri!!! on Ice, aż po wszystkie przeklęte, kazirodcze i lolitkowate pozycje, które nie przejdą mi przez klawiaturę. Kaguya-sama, adaptacja przebojowej mangi Aki Akasakiego, idzie po bardziej komediowej linii. Kiedy na drodze miłości staje ego, może się wydarzyć naprawdę wiele. W historii Miyuki i Kaguyi pierwsze skrzypce gra duma, a tytułowa wojna to zmyślne czekanie na błąd przeciwnika i przeciwniczki: kto opuści gardę pierwszy i okaże uczucia drugiej stronie, przegrywa. Ta przewrotna i przezabawna historia nie wstrząsa posadami wszechświata, ale jest jedną z lepiej zrealizowanych produkcji z kategorii romantycznych komedii. Dynamika między Miyuki i Kaguyą jest angażująca i kreatywna, eksplorująca humorystyczny potencjał tych patologicznie ambitnych postaci. Animacja studia A-1 Pictures (od wspaniałego Your Lie In April po koszmarek w postaci The Asterisk War) również zasługuje na uznanie, podobnie jak mocna ekipa postaci wspierających. To niekoniecznie pozycja dla każdego, ale Kaguya-sama to prawdziwa perła gatunku, który cierpi na nadmiar kiepskich, sztampowych produkcji. Ten romans jest wyjątkowy, podobnie jak wojna prowadzona przez Miyuki i Kaguyę.
Kingdom (2012-2022)
Wielkie konflikty, rozmach, polityczne intrygi, militarne strategie – Kingdom to epicka propozycja, rozgrywająca się w czasach chińskiego Okresu Walczących Królestw. Dla polskiej publiczności antyczna historia Azji to ziemia nieznana, ale Kingdom, adaptacja kultowej mangi Yasuhisy Hary, przybliża ten okres w fenomenalny sposób. Jasne, to wciąż manga/anime, więc pewne artystyczne wycieczki są niemal obowiązkowe, ale nie da się zaprzeczyć, że obowiązuje tu pewien stopień historycznej dokładności. Przynajmniej, jeśli chodzi o wierność antycznym źródłom, które same w sobie bywają problematyczne, a przynajmniej pozbawione detali, kreatywnie uzupełnionych przez twórcę mangi. Kingdom jest prawdziwą perłą wśród historycznych produkcji, o ścieżce dźwiękowej wywalającej z butów i piekielnie angażujących wątkach fabularnych. Wizualna strona jest równie mocna, nawet jeśli zmienia się odrobinę po drodze. Droga do zjednoczenia wojujących królestw jest długa i trudna, ale Qin i jego syn Zheng (wraz z całą gamą innych, intrygujących postaci) są zdeterminowani, żeby to zrobić. Kingdom to wyborna seria, jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza w kategorii (quasi)historycznych anime.
K-On! (2009-2010)
Przez wielu uważane za najlepsze muzyczne anime w historii, K-On! zdecydowanie poprawi wam nastrój. Seria opowiada o szkolnym zespole, złożonym z kilku różnych osobowości, które muszą pokonać własne ograniczenia, żeby odnieść sukces. Niekoniecznie w branży muzycznej, ale na płaszczyźnie osobowości. Idą przez życie, wciąż zbierając nowe lekcje, zarówno jeśli chodzi o muzyczne umiejętności – którymi różnią się mocno na początku – jak i emocjonalny rozwój. Reżyserka Naoko Yamada dba o detale, starając się o to, żeby każda postać była istotą z krwi i kości, stosując interesujące techniki animacyjne, nadającej charakteru każdej z członkiń zespołu. K-On! jest bardzo wholesome, ale pod tą modelową realizacją czają się symboliczne ujęcia i ogromna dawka empatii i zrozumienia dla ludzkiego charakteru. Nie można zapominać, że to muzyczne anime i utwory grane przez kapelę szybko zapadają w pamięć. Specyficzny styl animacji i moment emisji – szczyt popularności anime z uroczymi dziewczynami, które są kawaii do bólu – sprawił, że bardziej cyniczna część fandomu odrzuca tę serię jako moe-trash, czyli słodkopierdzącą, pozbawioną wartości produkcję. To zupełny przestrzał, bo K-On! ma zbyt duże serducho, żeby traktować je tak okrutnie. Zbliża się ciężka jesień i jeszcze cięższa zima, K-On! to idealna propozycja na zaleganie pod kocykiem.
Kuroko’s Basketball (2012-2015)
Od Tsubasy po Haikyu!!, sportowe anime to podstawa tej gałęzi rozrywki. Nic dziwnego – sportowy kontekst pozwala na skuteczne budowanie dramaturgii, konstruowanie rywalizacji i zachęcanie do dosłownego kibicowania przez publiczność. Sport zakłada także trening i walkę z własnymi ograniczeniami, a dobrze wiemy, jak japońska popkultura uwielbia te sprawy. Kuroko’s Basketball, manga Tadatoshiego Fujimakiego, miała ciężkie zadanie, żeby przebić Slam Dunk – inną koszykarską serię, która podbiła świat wcześniej. Fujimaki sprostał mu z nawiązką, a animowana adaptacja, wyprodukowana przez Production I.G. (m.in. Haikyu!! – studio naprawdę zna się na sportowych anime), z miejsca stała się hitem. Można ją zresztą obejrzeć na polskim Netflixie. Do czego gorąco zachęcam, bo Kuroko’s Basketball jest po prostu niesamowite. Specjalne moce, odpalane przez koszykarzy na wzór najlepszych ciosów z Dragon Balla czy innego shōnen, mogą zniechęcić sportowych purystów, ale nie chodzi tu o realizm. Seria skupia się na tym, jak sportowa rywalizacja wpływa na ludzi – jak tworzy relacje i rywalizacje między nimi, jak hartuje i zmienia charaktery. W przeciwieństwie do innych sportowych anime, nie towarzyszymy bohaterom w ciężkich momentach treningów. W Kuroko’s Basketball mamy do czynienia z koksami od startu, co oszczędza nam montaży z ćwiczeniami i oglądania mozolnej drogi na szczyt. I właśnie ta efektowność, a nawet absurdalność sportowych wyczynów, jest tu głównym magnesem. Koszykówka potrafi być bardzo efektownym sportem, a Kuroko’s Basketball ogląda się jak zestawienia najlepszych zagrywek w historii NBA. I tak, te wszystkie wsady i magiczne piruety wykręcają chłopaki ze szkoły średniej, wyglądający jak nowa obsada filmu Marvela. Ale to też całkiem uroczy i zabawny aspekt serii. Czy trzeba lubić sport, żeby cieszyć się Kuroko’s Basketball w pełni? Odpowiem pytaniem na pytanie: czy trzeba lubić sporty walki, żeby cieszyć się Dragon Ballem? Chcecie realizmu, obejrzyjcie Slum Dunk. A jeśli wolicie oglądać segzi chłopaków, jak wymiatają z piłką do kosza i rzucają zabawnymi tekstami, Kuroko’s Basketball jest dla was!