Arigatō Nihon!
W dobie absolutnie kompetentnych cyfrowych plemion i zaangażowanych fandomów ciężko rościć sobie prawo do tworzenia kanonu. Z naszym Alfabetem Anime nie mamy takich ambicji. Za to chętnie przypomnimy wam (a przy okazji sobie) klasyki, do których warto wracać – będą to zarówno serie, jak i filmy pełnometrażowe. Do każdej litery dopiszemy też nowsze tytuły, bo branża – co prawda ludzkim kosztem, ale to temat na inny dzień – rozwija się jak nigdy. Żeby nie oszaleć, ograniczamy pulę do trzech, góra czterech pozycji na literę: lekko nie będzie, ale postaramy się o kreatywną asertywność! Oczywiście to tylko nasze zestawienie, zachęcamy do dzielenia się swoimi alfabetami. Kultura to nie wyścigi, a nie ma większej przyjemności niż rozmawianie o tym, co nas ukształtowało czy zrobiło szczególnie mocne wrażenie. Nie ma też większego zaproszenia do rozlania toksycznej kałuży, ale hej – robimy to z pełną odpowiedzialnością. Literę A znajdziecie pod tym adresem, B tutaj, C tu, D tu, E tu, F tu, G tu , H tu, a ostatnio dotarłyśmy do I.
JoJo’s Bizarre Adventure (2012)
Nawet jeśli nie znacie mangi Hirohiko Arakiego, czy nowszego wcielenia anime (wcześniejsza wersja, wyprodukowana przez studio A.P.P.P. nie jest ani tak dobra, ani tak popularna, jak ta od David Production), JoJo’s Bizarre Adventure możecie kojarzyć z oceanu memów, jakie zalały internet. Styl Arakiego jest dziki i ciężki do porównania z czymkolwiek innym. Inspirowany światem mody, otulony w koc nawiązań do muzyki popularnej, przegięty i irracjonalny. Co najważniejsze, twórca sagi rodu Joestarów zawsze chciał przełamywać schematy, zmieniać standardy shōnen i w każdej kolejnej części JoJo dokładać nowe elementy świata przedstawionego i mechanizmów, które nim żądzą. Od trzeciej części, Stardust Crusaders, walki stają się pojedynkami umysłów, których emanacjami są standy, byty o potężnych i często zaskakująco ekscentrycznych mocach. Araki odpina wrotki non stop, czy to stawiając naprzeciw siebie psa Iggy’ego i ptaka (jedno z lepszych umysłowych starć w historii popkultury), czy prowadząc całą historię w obrębie małego miasteczka, które żyje w cieniu zagrożenia seryjnym zabójcą, kochającym kobiece dłonie. Nie cała manga została przeniesiona na mały ekran – dopiero teraz na Netflixa wjechała druga połowa adaptacji szóstej części z ośmiu dostępnych – a pierwsza część może być lekko uciążliwa do przejścia, ale naprawdę warto. Jeśli miałbym wskazać najlepszy punkt startowy, to byłoby Diamond Is Unbreakable, gdzie przepiękny, pastelowy styl prowadzi przez mroczną, podszytą horrorem historię.
Jujutsu Kaisen (2020)
Nie ma lepszego przykładu na to, jak zmieniło się współczesne shōnen, niż Jujutsu Kaisen. No, może Demon Slayer, który operuje podobnymi, eklektycznymi środkami, ale jednak jest trochę cięższy emocjonalnie. Horror, komedia, slice of life, angażujące i złożone walki – to wszystko jest dzisiaj częściami składowymi tego gatunku, który przeszedł długą drogę od momentu, w którym Kenshiro uderzył pierwszego ziomka na śmierć. Co wyróżnia Jujutsu Kaisen na tle reszty? W zasadzie niedużo, bo wszystko, co składa się na kapitalną mangę Gege Akutamiego (i jej genialną adaptację przez studio MAPPA) można było zobaczyć już wcześniej, w tej czy innej formie. Ale Jujutsu Kaisen składa kilka dekad shōnen, dokłada niesamowitą atmosferę, sporo serca i pełno humoru. Główną osią fabularną są klątwy – istoty zrodzone z ludzkiej krzywdy i negatywnych emocji – i ludzie, którzy z nimi walczą. Albo korzystają z ich siły, jak główny bohater, uroczo naiwny, ale szlachetny Yuuji Itadori. Jasne, Itadori jest shōnen protagonistą jakich wielu przed nim, ale jest otoczony absolutnie wspaniałym towarzystwem. Sarkastyczny, ale pogodny psychopata Satoru Gojo, potężny, ale zupełnie niekumający normalnych interakcji między ludźmi Aoi Todo (jego umysł to przepiękny labirynt absurdu), czy przezabawnie szorstka Megumi Fushigoro od razu zdobywają naszą sympatię. Na korzyść Jujutsu Kaisen działają także niesamowicie złożone walki i bardzo sprawnie przeprowadzone wycieczki w stronę horroru. Niedawno na ekranach kin pojawił się również prequel, oparty na zerowym tomie mangi – Jujutsu Kaisen 0 i również spotkał się z entuzjastycznym odbiorem. Bez dwóch zdań, Jujutsu Kaisen to współczesny klasyk.
Jūni Kokuki (2002)
Jūni Kokuki, czyli Dwanaście królestw, to popularna japońska seria książek fantasy Fuyumi Ono, które doczekały się adaptacji do anime. I to nie od byle kogo – za 45 odcinkami stoi studio Pierrot, znane przede wszystkim z jednego z największych przebojów japońskiej popkultury, Naruto. Dwanaście królestw czepie garściami z chińskiej mitologii (a kultury Chin i Japonii mają wiele punktów stycznych, czego artefaktem są choćby znaki kanji), a przy okazji jest przykładem isekai, bo główna bohaterka zostaje porwana ze współczesności do magicznego świata. Mimo fascynującej historii i kapitalnego rozwoju postaci, Jūni Kokuki pozostaje w cieniu innych anime, choćby Kingdom, które również czerpie z podobnego mitologicznego źródła. Niesłusznie. Największą wadą tej pozycji jest to, że skończyła się w nienaturalnym miejscu, zostawiając spory niedosyt fabularny. Jeśli lubicie nietuzinkowe fantasy, odsyłające do inspirujących tropów kulturowych i mitycznych, Jūni Kokuki jest dla was.