Arigatō Nihon!
W dobie absolutnie kompetentnych cyfrowych plemion i zaangażowanych fandomów ciężko rościć sobie prawo do tworzenia kanonu. Z naszym Alfabetem Anime nie mamy takich ambicji. Za to chętnie przypomnimy wam (a przy okazji sobie) klasyki, do których warto wracać – będą to zarówno serie, jak i filmy pełnometrażowe. Do każdej litery dopiszemy też nowsze tytuły, bo branża – co prawda ludzkim kosztem, ale to temat na inny dzień – rozwija się jak nigdy. Żeby nie oszaleć, ograniczamy pulę do trzech, góra czterech pozycji na literę: lekko nie będzie, ale postaramy się o kreatywną asertywność! Oczywiście to tylko nasze zestawienie, zachęcamy do dzielenia się swoimi alfabetami. Kultura to nie wyścigi, a nie ma większej przyjemności niż rozmawianie o tym, co nas ukształtowało czy zrobiło szczególnie mocne wrażenie. Nie ma też większego zaproszenia do rozlania toksycznej kałuży, ale hej, – robimy to z pełną odpowiedzialnością. Literę A znajdziecie pod tym adresem, B tutaj, C tu, D tu, E tu, F tu, a ostatnio dotarliśmy do G.
Haikyu!! (2014)
Sporty zespołowe mają mniejszą obecność w japońskiej popkulturze od walki z demonami, ale także są popularnym tematem i środowiskiem rozgrywania akcji. Rzadko które sportowe anime ma aż tak duże przywiązanie do detali, jak Haikyu!! Adaptacja mangi Haruichiego Furudate to nie lada gratka dla osób kochających ten sport – od treningowych reżimów po zachowanie ciała w trakcie uderzania czy przyjmowania piłki, Haikyu!! jest ciekawym przypadkiem, kiedy stylizacja nie przeczy realizmowi, a przekształca go w coś wiarygodnego i efektownego. Co nie byłoby możliwe bez p o t ę ż n e j pracy studia Production I. G., które wspięło się na wyżyny animacyjnych możliwości. Osobiście czuję wrogość wobec sportów zespołowych, ale siatkówka zawsze wydawała mi się czymś o wiele bardziej szlachetnym, niż choćby nudny koszmar piłki nożnej. Haikyu!! nie zrobiło ze mnie siatkomaniaka, ale z pewnością zrobiło na mnie duże wrażenie. Nie chwytałem wszystkich proefsjonalnych niuansów, za to dałem się wciągnąć w postacie i historie. Siłą sportowej popkultury jest opowieść o przezwyciężaniu przeciwności i przeszkód – zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Bogata w emocje i psychologiczną głębię ekipa z Haikyu!! zmotywuje was do czegokolwie, choćby było to wyjście po monsterka do żaby!
Howl’s Moving Castle (2004)
Nie wiem skąd bierze się opinia, pokutująca w niektórych obszarach weebowego fandomu, która głosi, że produkcje Studia Ghibli to zbyt mainstreamowa rzecz, żeby się nią zachwycać. Myślę, że przebiły się do mainstreamu właśnie dlatego, że w wielu wypadkach prezentują szczytowe osiągnięcia tej formy prezentacji opowieści, zarówno pod względem estetycznym, jak i narracyjnym. Howl’s Moving Castle na pewno skorzystał z międzynarodowej famy, jaką studiu przyniósł film Spirited Away, który pojawił się kilka lat wcześniej. Nie zaszkodziła naszpikowana gwiazdami angielska wersja językowa, którą zajął się Disney – słyszymy między innymi Christiana Bale’a, Emily Mortimer, czy Billy’ego Crystala. Ale te zachodnie czynniki bledną przy monumentalnym osiągnięciu, jakim jest rdzeń Howl’s Moving Castle. Pacyfistyczne przesłanie (zainspirowane amerykańską inwazją na Irak), kolejna silna postać kobieca w zasobach Ghibli (serio, Disney powinien się uczyć od Hayao Miyazakiego i ekipy, jak powinno się pisać dziewczyny i kobiety w filmach animowanych), absurdalnie przepiękne i efektowne projekty… Każdy ma swoje ulubione produkcje Ghibli, ta w zasadzie od razu wylądawała w mojej topowej trójce. Oparta na książce Diany Wynne Jones, historia opowiada o Sophie, czapniczki zmagającej się z klątwą starości. A to tylko początek przygody, na którą składa się wiele humanizmu, empatii i unikalnych wrażeń estetycznych.
Hunter x Hunter (2011)
Jak w przypadku Fullmetal Alchemist, znowu mamy do czynienia z dwiema adaptacjami mangi. Akurat tutaj nie ma żadnych wątpliwości: nowsza wersja, którą wyprodukowało kultowe studio Madhouse, po prostu rządzi. Hunter x Hunter to już druga manga Yoshihiro Togashiego, która doczekała się świetnie przyjętego anime. Pierwsza to oczywiście YuYu Hakusho (do której na pewno wrócimy w przyszłości), co czyni z niego arystokratę gatunku shōnen. Hunter x Hunter w adaptacji Madhouse to fenomenalnie efektowna uczta, z eklektyczną animacją, świetnie oddającą szalony balans elementów mangi. Patrząc na produkcje w rodzaju Jujutsu Kaisen, czy Kimetsu no Yaiba, nie dziwi nas zderzanie tonów i klimatów. Ale to właśnie Hunter x Hunter odświeżył shōnen miksem młodzieżowej przygody z dojrzałymi motywami. Eklektyzm to w ogóle definicja tej serii, która śledzi losy Hunterów – trochę wojowników, trochę łowców przygód, trochę zabójców. Nic więcej nie powiem, bo do Hunter x Hunter najlepiej podejść na czysto, z otwartością na niespodzianki.