Arigatō Nihon!
W dobie absolutnie kompetentnych cyfrowych plemion i zaangażowanych fandomów ciężko rościć sobie prawo do tworzenia kanonu. Z naszym Alfabetem Anime nie mamy takich ambicji. Za to chętnie przypomnimy wam (a przy okazji sobie) klasyki, do których warto wracać – będą to zarówno serie, jak i filmy pełnometrażowe. Do każdej litery dopiszemy też nowsze tytuły, bo branża – co prawda ludzkim kosztem, ale to temat na inny dzień – rozwija się jak nigdy. Żeby nie oszaleć, ograniczamy pulę do trzech pozycji na literę: lekko nie będzie, ale postaramy się o kreatywną asertywność! Oczywiście to tylko nasze zestawienie, zachęcamy do dzielenia się swoimi alfabetami. Kultura to nie wyścigi, a nie ma większej przyjemności niż rozmawianie o tym, co nas ukształtowało czy zrobiło szczególnie mocne wrażenie. Nie ma też większego zaproszenia do rozlania toksycznej kałuży, ale hej – robimy to z pełną odpowiedzialnością. Literę A znajdziecie pod tym adresem, B tutaj, a C tu. Przy literze D problem z limitem trzech pozycji nasilił się bardzo mocno. Ciężki wybór musiał poskutkować tym, że nie przeczytacie o Danganronpa, kapitalnej, futurystyczno-kryminalnej historii, którą można poznać przez świetną serię gier, albo przez równie udaną animowaną adaptację, Demon Slayer, bez którego trudno rozmawiać o stanie współczesnego shōnen i Doraemon, który kładł podwaliny pod nowoczesne anime. Ale i tak zasadę trójki trzeba było złamać – wyobrażacie sobie brak Dragon Balla?!
Death Note (2006)
Tsugumi Ōba i Takeshi Obata pojawiają się u nas po raz drugi, wcześniej dzięki Bakuman. O ile tamta seria była relatywnie lekka i urocza, a przy okazji pogłębiała wiedzę o świecie mangi, tak Death Note, najbardziej znana i wpływowa pozycja duetu, jest tak edgy, że idzie się pociąć. Główny bohater, Light Yagami, został nawet przyjęty w poczet samców sigma, co w zasadzie nigdy nie wróży niczego dobrego. Ale mimo sporej dawki nastoletniej krawędziowości i skandalicznego poziomu pisania kobiecych postaci, Death Note ma wciąż wiele do zaoferowania. Można sięgnąć po mangę, ale animacja, za którą stoi studio Madhouse, to równie dobry wybór. Największą siłą serii jest wciągająca fabuła, która cały czas wije się zaskakującym labiryntem i operuje napięciem w mistrzowskim stopniu. Light Yagami znajduje notatnik, w którym może zapisać nazwiska osoby i okoliczności jej śmierci, po czym litery zmienają się w rzeczywistość. Nad procesem czuwa bóstwo śmierci Ryuk, a na trop tajemniczych zabójstw wpada L, ekscentryczny detektyw. W tle mamy również sekretną organizację, rozkminy nad sprawiedliwością i natłok zadziornych wypowiedzi z ust obu bohaterów. Death Note jest prawdziwie unikalną serią, jeśli chodzi o sposób konstruowania postaci – trudno rozczytać ich prawdziwe intencje, co sprzyja tajemnicom, a szara etyczna strefa, po jakiej się poruszają, jest o wiele bardziej interesująca, niż klasyczny podział na herosów i antagonistów. Absolutny klasyk thrillerów anime i jedna z najbardziej angażujących historii w dziejach tego medium.
Devilman Crybaby (2018)
Brawurowa ekranizacja klasycznej mangi Go Nagai to najlepsza wyprawa Netflixa do świata anime. Adaptacja stworzona przez studio Science Saru i dystrybuowana przez streamingowego giganta ma unikalny styl animacji kojarzący się z ekspresjonizmem i niestroniący od totalnej brutalności. Devilman Crybaby dorzuca do tego kapitalną ścieżkę dźwiękową (w tym freestyle’owe rapy opowiadające fabułę), tęczową reprezentację i bardzo dojrzałe tematy, prezentowane w kreatywny sposób. Tytułowy Devilman, Akira Fudo, prowadzony przez zdystansowanego Ryo, staje do walki przeciwko inwazji demonów. Ale to tylko pierwsza warstwa, pod którą kryją się niespodzianki, zdrady i intrygujące sojusze. Devilman Crybaby rozkminia teologię, naturę człowieczeństwa, ale i zachowania społeczeństwa w sytuacjach granicznych. Świat pogrąża się w totalnym chaosie, a my stoimy z boku i patrzymy na niezbyt wesoły rozwój sytuacji. Wstrząsająca produkcja, do której będzie się wracać regularnie i z przyjemnością przez wiele lat.
Dorohedoro (2020)
Dorohedoro Q Hayashidy to jedna z najlepszych mang w historii, ciekawa realizacja postapokaliptycznego tematu i wyjątkowo sprawne włączenie magii w dystopijną wizję przyszłości. Studio MAPPA stanęło na wysokości zadania i zanimowało ją na zasłużonym, czyli najwyższym, poziomie. Caiman, nieszczęśnik, który dostał gadzią głowę wskutek czaru, próbuje znaleźć czarodzieja odpowiedzialnego za swój stan. Zabija kolejnych magów, za każdym razem pytając ludzką głowę schowaną w swoim przełyku, czy to ten właściwy. Oprócz tego uwielbia pierożki gyoza. Nie tylko unikalny setting pracuje na kultowy staus Dorohedoro, to również rewelacyjne postacie. Caiman, wielki karaluch Jonson krzyczący shocking!, dobroduszna Nikaidō skrywająca tajemnicę, szalona Ebisu, demoniczny En… Urbanistyczny koszmar i międzywymiarowe rozgrywki kształtują surrealistyczne charaktery i dzikie historie. Warto się w nie zanurzyć, szczególnie w kapitalnej produkcji MAPPY.
Dragon Ball (1986)
O przełomowej serii Akiry Toriyamy powiedziano już niemal wszystko, nie da się ukryć, że to jedna z najbardziej rozpoznawalnych na świecie japońskich produkcji. Warto dla niej złamać zasadę trzech pozycji na literę w naszym alfabecie! Również w Polsce Dragon Ball i jego kolejne odsłony dla wielu były bramą wejścia do świata mangi i anime. Oryginalny Dragon Ball to całkiem solidna – choć miejscami lekko creepiasta – komiczna seria, ale to Dragon Ball Z ustanowił wizualny i fabularny kanon dla przyszłej twórczości spod znaku shōnen. Widowiskowe walki, zaskakujące śmierci, przesadzona mechanika wskrzesania poległych, kojące momenty między kolejnymi pojedynkami o losy świata, nieśmiertelny design kostiumów i postaci, klasyczny schemat ciągłego trenowania i eskalacji wyzwań – te tropy w różnych formach będą do nas wracać w wielu innych produkcjach, ale często ich najlepsze realizacje znajdziemy właśnie w Dragon Ball Z. Toriyama wyspecjalizował się w tworzeniu charakterystycznych antagonistów, którzy byli na tyle udani, że często po porażce dołączali do dobrego obozu. Seria oferuje wiele niespodzianek, ale zawsze wraca do stabilnego, krzepiącego stanu balansu świata. I to chyba najbardziej przyciąga do tej serii, zaraz obok kamehameha i kopania zipów z orbity na planetę.