Arigatō Nihon!

W dobie absolutnie kompetentnych cyfrowych plemion i zaangażowanych fandomów ciężko rościć sobie prawo do tworzenia kanonu. Z naszym Alfabetem Anime nie mamy takich ambicji. Za to chętnie przypomnimy wam (a przy okazji sobie) klasyki, do których warto wracać – będą to zarówno serie, jak i filmy pełnometrażowe. Do każdej litery dopiszemy też nowsze tytuły, bo branża – co prawda ludzkim kosztem, ale to temat na inny dzień – rozwija się jak nigdy. Żeby nie oszaleć, ograniczamy pulę do trzech pozycji na literę: lekko nie będzie, ale postaramy się o kreatywną asertywność! Oczywiście to tylko nasze zestawienie, zachęcamy do dzielenia się swoimi alfabetami. Kultura to nie wyścigi, a nie ma większej przyjemności niż rozmawianie o tym, co nas ukształtowało czy zrobiło szczególnie mocne wrażenie. Nie ma też większego zaproszenia do rozlania toksycznej kałuży, ale hej – robimy to z pełną odpowiedzialnością. Literę znajdziecie pod tym adresem.

Bakuman (2010)

Duet Tsugumi Ōba i Takeshi Obata jest najbardziej znany z Death Note, mangi, która podbiła cały świat swoją wciągająca i zaskakującą fabułą (oraz bardzo, bardzo edgy postaciami). Bakuman jest o wiele bardziej intymną historią, do tego odsłaniającą wiele interesujących kulisów świata tworzenia i wydawania mangi. W 2010 seria doczekała się bardzo dobrej adaptacji anime i jeśli nie lubicie, czy z jakiegoś powodu nie chcecie czytać, a wolicie oglądać, to jest to całkiem niezła propozycja (snobistyczne opinie na temat przewagi jednej formy nad drugą są mi zupełnie obce). Historia Bakuman, chociaż dotyczy o wiele mniej poważnego tematu – tworzenia mangi, a nie wymierzania własnej wersji sprawiedliwości pod bacznym okiem bóstwa śmierci – jest nie mniej ekscytująca, jak w Death Note. Dwóch kolegów ze szkoły próbuje przebić się w branży, w której panuje bezwzględna konkurencja i mordercze tempo pracy. Przeżywają rozczarowania, rozbijają się o beton upartych jednostek, szukają sojuszników, którzy pomogą im odnieść sukces, mierzą się z tragicznym cieniem wujka jednego z nich, który zapracował się na śmierć tworząc mangę. Bakuman jest świetnym wglądem w mechanizmy mangowego przemysłu, od tajemnic czytelniczych plebiscytów, po trudne pole redakcyjnych rozgrywek między autorami i autorkami a ludźmi, którzy się nimi opiekują. Animowana adaptacja jest wierna mandze, co niestety oznacza również pokaz słabszych stron serii. Duet Ōba/Obata ma spore problemy w pisaniu kobiecych postaci i wątków romansowych, co dotyczy zarówno Death Note, jak i Bakuman. Co prawda Miho ma swoją historię – do tego również związaną z branżą rozrywkową, chce zostać aktorką głosową – ale przez trzecioplanową rolę i dziwaczny związek z Mashiro trudno ją uznać za szczególnie udaną postać. To zresztą dość powrzechny zarzut wobec Bakuman – o ile sama fabuła jest bardzo ciekawa, tak postaci już mniej. Tak czy owak, warto sięgnąć po tę serię. Jest nie tylko listem miłosnym do mangowego biznesu, ale także pokazuje jego ciemniejsze strony – przepracowanie prowadzące do osobistych tragedii, arbitralne decyzje redaktorskie, toksyczne relacje interpersonalne i miażdżące ciśnienie na osiąganie wyników. Jeśli interesujecie się mechanizmami tej branży (ale nie tylko, bo ocieramy się tu również o przemysł adaptacji anime), to Bakuman może być bardzo ciekawym seansem.

BEASTARS (2019)

Adaptacja nagradzanej mangi autorstwa Paru Itagaki miała szansę trafić do jeszcze szerszej publiczności dzięki wylicencjonowaniu przez Netflixa. I chociaż antropomorficzne zwierzęta jako nośnik refleksji o ludzkim społeczeństwie to mocno wyeksploatowany zabieg w kulturze popularnej (od tradycyjnych baśni po Zootopię, Odd TaxiAggretsuko), BEASTARS to klasa sama w sobie. Studio Orange odpowiadające za animowaną adaptację, wykonało niesamowitą pracę, a jej efekty to jedna z najlepiej wyglądających serii na rynku. BEASTARS imponuje wizualnie, ale to postaci i ich perypetie są tutaj głównym magnesem. Każda z nich ma niesamowicie bogate tło, z głębokimi i wiarygodnymi interpersonalnymi (interfursonalnymi?) relacjami. BEASTARS nie boi się zaglądać w najmroczniejsze zakątki psychiki, a dojrzałe tematy są tutaj przeprowadzone z gracją, której brakuje wielu innym produkcjom. Proste zabiegi fabularne – podział na roślinożerców i mięsożerców, hierarchiczna struktura społeczna, zakazana miłość przechodząca między naturalnie zwaśnionymi grupami – stanowią ramę, w którą wpisane są skomplikowane dynamiki psychologiczne i moralne. Nawet jeśli odstręczają was antropomorficzne zwierzęta, to warto się przemóc, bo BEASTARS jest jedną z najlepszych serii ostatnich lat. Na papierze i na ekranie. 

Berserk (1997)

Biorąc pod uwagę kulturową wartość, jakość i wpływy na inne media, legendarna manga zmarłego w zeszłym roku Kentarō Miury nie ma szczęścia do adaptacji. Te są albo niepełne – jak polecana tutaj produkcja z lat 90-tych XX wieku, na czele której stanął Naohito Takahashi – albo kompletnie koszmarne, jak próba z 2016 roku, w której nic się nie zgadzało, od koślawej animacji po traktowanie materiału źródłowego. Trylogia filmów z 2012 i 2013 pokrywająca wątek Golden Age – uznawany za jeden z najlepszych w historii mangi – jest całkiem udana, ale wybrany styl graficzny nie do końca pasuje do Berserka (to tylko moja opinia!). Produkcja Nippon Television pochodzi z czasów, które wielu uznaje za najlepszy okres w historii medium. Nie wiem, czy zgodzę się z takimi opiniami, ale jedno jest pewne – Berserk z 1997 jest przepięknie narysowany i bardzo dobrze zanimowany, z wiernym oddaniem mrocznego klimatu mangowego oryginału. Muzyka autorstwa Susumu Hirasawy, ponadczasowa i wręcz mistyczna, zasługuje na osobne pochwały. Ta adaptacja pokrywa pierwszą część podróży Gutsa, przeklętego szermierza, który został uwikłany w sprawy kosmicznego wymiaru. Bohater Berserka przeżywa tragedię za tragedią od samego początku swojego życia i spokój znajduje dopiero w kompanii najemników, dowodzonej przez charyzmatycznego Griffitha. Anielskie oblicze dowódcy skrywa ambicje, których ceną będzie najwyższy wymiar traumy i poświęcenia. Być może dla niektórych to zbyt grzeczna, a na pewno nie oddająca artystycznego kunsztu wersja brutalnej mangi Miury, ale lepszej adaptacji po prostu nie ma. Styl anime z lat 80-tych i 90-tych XX wieku jest często uznawany za najbardziej klasycznyBerserk z 1997 jest jego świetnym przykładem, podbitym przez surrealistyczną wyobraźnię Miury. 

WIĘCEJ