Arigatō Nihon!

W dobie absolutnie kompetentnych cyfrowych plemion i zaangażowanych fandomów ciężko rościć sobie prawo do tworzenia kanonu. Z naszym Alfabetem Anime nie mamy takich ambicji. Za to chętnie przypomnimy wam (a przy okazji sobie) klasyki, do których warto wracać – będą to zarówno serie, jak i filmy pełnometrażowe. Do każdej litery dopiszemy też nowsze tytuły, bo branża – co prawda ludzkim kosztem, ale to temat na inny dzień – rozwija się jak nigdy. Żeby nie oszaleć, ograniczamy pulę do trzech pozycji na literę: lekko nie będzie, ale postaramy się o kreatywną asertywność! Oczywiście to tylko nasze zestawienie, zachęcamy do dzielenia się swoimi alfabetami. Kultura to nie wyścigi, a nie ma większej przyjemności niż rozmawianie o tym, co nas ukształtowało czy zrobiło szczególnie mocne wrażenie. Nie ma też większego zaproszenia do rozlania toksycznej kałuży, ale hej – robimy to z pełną odpowiedzialnością.

Akira (1988)

Chyba tylko Dragon Ball, One Piece i kilka pozycji ze studia Ghibli mogą być bardziej rozpoznawalne od arcydzieła Katsuhiro Otomo. Wpływ Akiry na kulturę masową jest nie do przecenienia: wiele cyberpunkowych i postapokaliptycznych kodów, którymi posługujemy się do dzisiaj, zostało zaczerpniętych właśnie stąd. Mimo ponad trzech dekad na karku animacja wciąż robi wrażenie, podobnie mocna historia. Akira składa się z ikonicznych obrazów, które łatwo sprowadzić do popodniesień (co zresztą stało się dosyć szybko, a Kaneda i Tetsuo trafili nawet na koszulki do odzieżowych sieciówek), ale to dość głęboka, bardzo spójna i miejscami wstrząsająca propozycja. Jest dzieckiem lęków trawiących lata 80. XX w.: groźby nuklearnego konfliktu, szybkiego rozwoju technologii, militaryzmu i politycznego zaciskania pięści, rozrostu religijnych fundamentalizmów, postępującej atomizacji społeczeństw i alienacji. Otomo stworzył historię aktualną nie tylko dla swoich czasów, ale adekwatną także do dzisiejszych wyzwań, szczególnie w świetle nadchodzącej globalnej katastrofy, czy wątków posthumanistycznych. Kiedy świat się rozpada, a rzeczywistość przyjmuje coraz bardziej dystopijne kształty, ludzie szukają sprawczości. To może być gang bōsōzoku, przekroczenie granic człowieczeństwa czy religijne upojenie. Akira może być dystopijnym cyberpunkiem, ale jest też głęboko duchową, filozoficzną rozprawą, która stawia metafizyczne pytania najwyższego rzędu – co często umyka przy rozmowach na temat tej produkcji, sprowadzanej zazwyczaj do cyberpunkowej matrycy. Monumentalne, ponadczasowe dzieło.

Anohana (2011)

Kiedy dorastamy, świat ma o wiele jaśniejszą strukturę. Przyjaźń jest czystą relacją, naznaczoną perspektywą wieczności, a więzi wydają się mocniejsze niż stal. To się zmienia, kiedy przekraczamy próg dorosłości, a czasami nawet późniejszego nastolęctwa. Znajomości stają się bardziej skomplikowane, dawne paczki rozchodzą się w szwach, a często rozpływają w morzu nowych ludzi, zobowiązań i okoliczności. Anohana, seria stworzona przez zespół złożony z reżysera Tatsuyukiego Nagai, scenarzystki Mari Okady i designera postaci Masayoshiego Tanakiego, uświadamia ten fakt w bardzo wzruszającym stylu. Paczka przyjaciół jednoczy się na nowo, żeby ustalić ostatnie życzenie tragicznie zmarłej dziewczyny, która była kiedyś emocjonalnym spoiwem grupy. Niemal nikomu nie jest na rękę grzebanie w przeszłości, większość poszła dalej i stała się innymi ludźmi, a moc towarzyskiej więzi osłabła już jakiś czas temu. Jeden z chłopców, Jinta, został w przeszłości, a ciężar tragicznej śmierci Menmy wpędził go w życie w odosobnieniu jako hikikomori. To on musi przekonać innych, że ta dawna przyjaźń ma przed sobą jeszcze jedno zadanie do spełnienia, nawet jeśli oznacza to próbę udowodnienia istnienia ducha. Anohana to wielopiętrowa, psychologiczno-emocjonalna konstrukcja, w której łatwo odnaleźć echa znajomości, jakie zawieraliśmy w ciągu życia, czy rozczarowań, które przeżywaliśmy przez nieuchronnie atroficzny charakter relacji międzyludzkich. Miejcie chusteczki pod ręką.

Atack on Titan (2013)

Można mówić, że to przehajpowana pozycja, ale nie da się ukryć, że Attack on Titan stał się kulturowym fenomenem, znacznie wykraczającym poza maniackie grono, rutynowo przekopujące się przez zalew sezonowych anime. Zresztą, to nie do końca uczciwa opinia, bo produkcja broni się widowiskowością, klimatem, interesującymi postaciami i zwrotami fabularnymi, które trudno przewidzieć. Coś, co zaczyna się jako dość standardowa historia spod znaku ostatniego bastionu ludzkości pod oblężeniem (co prawda atakujące tytany mają ciekawy design, ale umówmy się: znamy wiele podobnych opowieści), kończy jako epicka intryga polityczno-militarna obejmująca cały świat i kilka pokoleń wstecz. Nie da się ukryć, że pewne wątki Attack on Titan są, lub przynajmniej wydają się, problematyczne: imperialistyczny przekaz, prowadzone ciężką ręką analogie do Zagłady, czy pasja twórcy serii Hajime Isayamy do prawdziwych postaci z trudnej historii japońskich operacji militarnych. Ale kiedy rozmawiamy o dziełach kultury z tak odległych kręgów od naszej, pełne znaczenie kodów i subtekstów może nam bardzo łatwo umknąć. Oczywiście nie chcę usprawiedliwiać Isayamy, po prostu nie sądzę, że nam, ludziom z Zachodu (powiedzmy), będzie kiedykolwiek dane poznanie pełni kontekstów i tematów bez znajomości języka i wdrukowania się w kulturę japońską, najlepiej na miejscu, przynajmniej na kilkadziesiąt lat. Nie mówiąc o tym, że większość tekstów zrównujących Attack on Titan z faszyzmem, a nawet altprawicą (!), uprawia grubą nadinterpretację i nadmierne uproszczenie, co bywa motywowane chęcią wywołania internetowej gównoburzy. Zostawiając tę kwestię, seria broni się wciągającą fabułą i imponującą wartością produkcyjną, która nie zmalała, kiedy AoT przeszło z rąk studia Wit do MAPPY. Emocjonalne więzi, jakie nawiązujemy z postaciami na każdym etapie, również są nie do przecenienia, a to one bardzo często decydują o tym, jak mocno wkręcamy się w serię. Attack on Titan przejdzie do historii jako fenomen rozpalający wyobraźnię i prowokujący dyskusję, ale przede wszystkim jako widowiskowe anime, wyciskające z tej formy wszystko, co się da.             

WIĘCEJ